But you're the one i want

 

Tablo reader up chevron

Introduction

Zayn Malik zdążył przyzwyczaić się już do zgiełku panującego na londyńskich ulicach. Może i w Nowym Jorku panował większy chaos, jednak tam żył prawie dwa lata. Na początku faktycznie, ciężko było mu się przyzwyczaić po tej przerwie do domu. Wszystko mu przeszkadzało. Każdy najmniejszy ruch wyprowadzał go z równowagi. Sam jednak do końca nie wiedział czy spowodowane było to zmianą miejsca, czy może tym, że nadal tęsknił za blondwłosym aniołem, o którym wciąż nie dostał żadnej wiadomości.

Minął miesiąc od powrotu do domu. Od pobytu w szpitalu. Od zawodu, jaki go spotkał. Zayn nadal szalał z powodu całej niewiedzy. Jedyne, co wiedział to to, że Bloom nadal żyje i została wypuszczona ze szpitala. Ale poza tym, nie było nic innego. Chciał wiedzieć więcej. Próbował wszystkiego. Telefonował do rodziny dziewczyny, ale ta nie miała kontaktu z panną Hell już od dawna. Szukał jej na ulicach, ale było to tak samo bezcelowe jak wpisywanie jej danych w Google. Sam już nie wiedział, co robić. Z jednej strony cieszył się, że Blossom została wypuszczona ze szpitala, ale z drugiej…dobrze wiedział, że nic już nie będzie takie, jak kiedyś. A on najchętniej chciałby, aby było jak dawniej.

Mieszkał w wynajętym, malutkim mieszkaniu na poddaszu, w centrum Londynu. Nie chciał wracać do domu, gdzie czuł się jak intruz. Przyzwyczaił się do samodzielności. Każdego ranka wychodził na praktyki, które załatwił sobie już w Ameryce. To była część jego nauki. Kolejny etap. Pracował w galerii sztuki, gdzie obserwował każdy ruch prawdziwych artystów. Uczył się od nich. Popołudniu zaś, były dni, kiedy zachodził na moment do pewnej świetlicy, gdzie spędzały czas dzieci. Lubił uczyć i pomagać im w malowaniu. Sam dobrze nie wiedział, co się z nim działo, ale odbyty kiedyś wolontariat w szpitalu wpłynął na niego znacząco. Z rozwydrzonego, buntującego się nastolatka zrobił dojrzałego mężczyznę, który swoją pasję lubił zarażać innych. Około siódmej kręcił się jeszcze po mieście, czasem zachodząc do jakiegoś baru, ale zazwyczaj po ósmej był już w domu. Siadał przed laptopem, telewizorem, albo po prostu rysował. Musiał odciągnąć swoje myśli od poszukiwań Blossom. Nie było to jednak takie łatwe.

 

Comment Log in or Join Tablo to comment on this chapter...

Chapter 1

Był lipiec. W Londynie stanowczo za upalny. Pierwszy raz od paru dobrych lat na niebie nie było widać żadnej chmurki i nic nie zapowiadało na to, że pogoda ma ulec zmianie. Wracając pewnego dnia wcześniej z pracy, Zayn zaszedł do jednego z barów na pobliskiej ulicy, aby pierwszy raz po kilku godzinach móc coś zjeść. Z początku miał mieszane uczucia, co do lokalu, w którym siedzieli tylko dwaj uliczni pijacy, ale ostatecznie wzruszył tylko ramionami i usiadł przy dalekim od nich stoliku, zaraz obok okna.

- Przepraszam, coś podać?- usłyszał damski głos, który wyrwał go z zamyślenia. Spojrzał na uśmiechniętą, dość niską kelnerkę o rudych włosach, która najwyraźniej nie potrafiła odciągnąć od niego wzroku. Jego jednak dziewczyna mało interesowała. Była taka jak wszystkie inne. On nadal w pamięci miał tę jedną.

- W sumie to tak. Poproszę ten zestaw, co macie w karcie, - oznajmił przeglądając menu i wskazując na jedną pozycję. Dziewczyna wszystko szybko zanotowała w notesie, ale jej wzrok cały czas skupiony był na brunecie.- Do tego jeszcze jakąś mocną kawę.

- Okay, zaraz będzie gotowe.- uśmiechnęła się odchodząc. Zayn lekko odwzajemnił jej gest, po czym spojrzał za okno, wpadając w zamyślenie.

Ludzie w zaskakującym tempie przemierzali ulice miasta, nie mając czasu zatrzymać się choć na chwilę. Każdy zajęty był sobą i własnymi problemami. Ileż to spraw działo się właśnie na chodnikach. O tym, co się widziało, wielu pisarzy mogłoby pisać książki. Materiału na pewno by nie zabrakło. Gatunek ludzki był jednak bardzo interesujący. Prawdziwe życie zamieniał w teatr. Zwykłą grę masek. Nie można było być całkowicie pewnym prawdy.

W tym samym czasie, kiedy Zayn pochłonięty był swoimi myślami, drzwi do baru otworzyły się. Dwaj pijacy zawołali ochoczo na przybyłą dziewczynę, ale ta zignorowała ich tak jak robiła to codziennie. Nie rozglądając się zbytnio po pomieszczeniu, szybko udała się na zaplecze, gdzie przebrała się w strój roboczy. Następnie tak, jak robiła to codziennie posłała uśmiech w kierunku Lucasa, dwudziestopięcioletniego kucharza, z którym się przyjaźniła. Mimo tak krótkiej znajomości, ufała mu i mówiła prawie o wszystkim. To on, za namową ciotki, zaopiekował się nią i dał pracę. Razem z Valerie, rudowłosą kelnerką, byli trójką zgranych znajomych, choć sama dziewczyna dobrze wiedziała, że syn właścicieli baru czuje coś więcej do jej blond koleżanki. Czasem było jej dość niezręcznie w ich obecności, ale mimo to zdawała sobie sprawę, że uczucie to jest nieodwzajemnione, dlatego po chwili znowu ochoczo spędzała czas z obydwojgiem znajomych.

Jak tylko blondynka zamieniła kilka słów z Lucasem, podeszła do nich Valerie, która była czymś niezwykle podekscytowana. Szybko złapała przyjaciółkę za rękaw fartucha i zaprowadziła w najdalszy kąt kuchni, tak, aby chłopak słyszał jak najmniej.

- Val, puść mnie i spokojnie gadaj.- blondynka jednym zdaniem chciała nieco uspokoić podnieconą kelnerkę, co nie odniosło wielkich skutków.- Weź oddech.

- No dobra, dobra już. A więc nawet nie wiesz, jaki przystojniak pojawił się w naszym lokalu!

- No, jaki?- zapytała niebieskooka, nie okazując większego zainteresowania. Obce jej były takie emocje, jakimi emanowała Valerie. Dopiero co na nowo poznawała wszystko wokół. Wkraczała w życie bez wcześniejszej instrukcji, ale nie była aż tak tym zmartwiona. Były gorsze sytuacje, w których się odnajdywała.

- Przystojny! Mega przystojny!- pisnęła Val, ale widząc spojrzenie przyjaciółki nieco ochłonęła, choć raczej jej ekscytacja została zastąpiona lekką irytacją.- No nie mów, że cię to nie kręci?

- Nie o to chodzi, ale wiesz, ilu jest w Londynie przystojnych facetów? Myślałam, że to ktoś konkretny, a nie…

- Eh…tobie się nie dogodzi. Lucas ci nie pasuje, ten przystojniak też nie. To jaki jest twój typ?- Valerie oparła się o ścianę, lustrując przyjaciółkę. Ta tylko wywróciła oczami.

- Nawet nie opisałaś tego swojego „przystojniaka” a już mnie oskarżasz, że nie jest w moim typie.- broniła się, chcąc uniknąć tematu, który wcześniej zarzuciła rudowłosa. Młoda kelnerka, mimo nieczęstego okazywania sympatii płcią przeciwną, nadal pamiętała o kimś ważnym w jej życiu.

- No dobra, a więc słuchaj.- Val ponownie pisnęła i przybliżyła się do blondynki.- Wysoki brunet. Niesamowite ciemne oczy z długimi, gęstymi rzęsami. Lekki zarost, ale nie taki jak tych meneli, co tu przychodzą. Nie, nie. Taki no, jakby to powiedzieć, niezwykle pociągający. A głos to miał taki, że ja tam ledwo stałam.

- Długo z nim rozmawiałaś?- dziewczyna spojrzała na rudowłosą, którą momentalnie zalała fala czerwieni na policzkach.

- Nie no, złożył tylko zamówienie, ale mimo to…Słyszysz mnie?- Valerie trochę się speszyła, widząc jak przyjaciółka nieco chichocze.

- Tak, tak, ja tylko…- zaczęła, ale w tym samym momencie pojawił się Lucas, który nie był zbytnio zadowolony. Przynajmniej na takiego wyglądał. Wysoki blondyn zazwyczaj był przyjaźnie nastawiony do obu dziewczyn, z którymi nie tylko pracował, ale także i mieszkał. Jednak czasem w pracy ta bezczynność doprowadzała go do szału. Szczególnie, kiedy niedawno została otworzona naprzeciw tania knajpa z fast-foodem, a do nich klienci coraz rzadziej przychodzili. No poza pijakami, którzy nie znajdowali w konkurencyjnym barze wysokoprocentowych napojów.

- Dziewczyny, wy tu sobie plotkujecie, a ja odwalam za was robotę. Przecież gadać możecie w domu, a teraz do roboty.

- Przecież mamy raptem trzech klientów.- rzuciła Valerie od niechcenia, jednak jej myśli cały czas krążyły wokół przystojnego bruneta.

- Dwóch. Nawet nie wiesz, kiedy ten twój cały brunecik zjadł i wyszedł. Musiałem za ciebie go obsłużyć, bo sobie urządziłaś kącik pogaduszek- oznajmił z przekąsem Lucas, lekko się uśmiechając do drugiej przyjaciółki, która od samego początku wpadła mu w oko. Blondynka z miejsca oznajmiła mu, że nie szuka żadnych przygód miłosnych. Chłopak jednak się nie poddawał, nawet znając historię kelnerki, nie zrażał się tym. - A więc ruszać na miasto, czy coś, i znaleźć klientów.

- Już zabieramy się do roboty szefie!- roześmiała się blondynka, ciągnął za rękę koleżankę.- Val, no dawaj, idziemy.

- Ale no on poszedł, mój przystojniak, moja miłość!

- Nie przesadzaj, bierz ulotki i ruszamy.

- Tobie to łatwo mówić. Faceci oglądają się za tobą na każdym zakręcie. Jak ty to robisz, Blossom?- Valerie niemrawo ruszyła za panną Hell, która się nie odezwała, tylko smutno uśmiechnęła.

Comment Log in or Join Tablo to comment on this chapter...

Chapter 2

Zbliżała się piąta, kiedy Zayn wrócił do domu i zasiadł przed swoim laptopem. Po raz kolejny nie miał pojęcia, co dalej? Z jednej strony tak bardzo się cieszył, kiedy wracał do Londynu. Zupełnie inaczej wyobrażał sobie swoje życie po powrocie. Nie myślał, że będzie ono takie trudne. Bezczynność go wykańczała. Z drugiej strony paradoksalnie cieszył się, że funkcjonuje jakoś normalnie. Jeszcze kilka lat temu, gdyby ktoś mu powiedział, że będzie taki jak jest teraz, wyśmiałby go. Mimo wszystko nadal pozostawał w martwym punkcie.

Czasem, spędzając samotnie wieczory, brunet zastanawiał się czy by czasem nie warto było się poddać. Zaprzestać poszukiwań i wrócić do pozornie normalnego życia, jakie mógłby wieść. Blossom nie była jedyną dziewczyną na świecie, a inne miały na pewno mniejsze problemy niż ona. Czy nie byłoby znacznie łatwiej znaleźć sobie kogoś i być po prostu szczęśliwym? Zaraz po takim rozmyślaniu Zayn kręcił głową i karcił się w myślach, że choć przez chwilę pomyślał o tym. Ale co mu innego pozostawało…?

Po chwili bezczynnego siedzenia, chłopak wziął do ręki komórkę, która leżała na stoliku obok i z lekkim zawahaniem wybrał numer przyjaciela. Z czasów liceum miał kontakt tylko z jednym z całej czwórki. Reszta się jakoś tak wybiła, oddaliła. Choć to raczej była jego wina. Opuścił ich bez żadnego pożegnania. I mimo, że wiedział, iż nie wypada mu zbytnio ot tak dzwonić do starego przyjaciela z powodu błahostek, wzruszył ramionami.

- Cześć Lou, jak odsłuchasz wiadomość byłbym wdzięczny gdybyś zadzwonił.- wymamrotał, po czym zaraz dodał szybko- Może miałbyś ochotę wyskoczyć do jakiegoś klubu czy coś. Czekam na odpowiedź.

Rozłączył się, po czym wstał z sofy i udał się do łazienki, aby się odświeżyć i przygotować do wyjścia. Lekka odskocznia od rzeczywistości dobrze mu zrobi.

Comment Log in or Join Tablo to comment on this chapter...
~

You might like schlaftrunken's other books...