Gitarzysta

 

Tablo reader up chevron

[1] Nowa szkoła

Smacznie sobie spałem, podczas gdy nagle obudził mnie koszmarny dźwięk budzika. Gdybym mógł, wywaliłbym go za okno i poszedł dalej kimać, ale niestety nie mogłem się spóźnić już pierwszego dnia szkoły.
— Keith, wstawaj! — Usłyszałem głos mamy, dochodzący z kuchni.
— Już wstałem, zaraz będę! — Odkrzyknąłem.
Szybko narzuciłem na siebie jakąś czarną koszulkę, jeansy i powędrowałem do łazienki. Umyłem twarz, zęby, przeczesałem swoje przydługie, ciemno brązowe włosy i powędrowałem do kuchni, gdzie mama już robiła śniadanie.
— Mmm, ślicznie pachnie. — Powiedziałem, siadając przy stole. Mama podała mi cały talerz naleśników, a zaraz potem przyczłapał się tata.
— Widzę, że dzisiaj same pyszności. — Uśmiechnął się i wziął gazetę.
— Przeczytasz po śniadaniu. — Skarciła go mama, zabierając mu ją. — Jedz, bo wystygnie.
— Wedle rozkazu. — Zaśmiał się tata.
Uwielbiałem na nich patrzeć. Pomimo swojego wieku, wciąż widać było, że kochali się tak samo mocno.
Szybko zjadłem śniadanie, założyłem rolki i spakowałem swoje ulubione szare trampki, żeby mieć je na zmianę w szkole. Uwielbiałem rolki, często nawet jeździłem na nightskating, czyli po prostu nocny przejazd rolkarzy przez miasto. Umiałem dość sporo trików, ale nie byłem tak dobry, jak niektórzy rolkarze, ponieważ nie trenowałem aż tak dużo.
Założyłem słuchawki i skierowałem się w stronę szkoły. Byłem ciekaw, jak będzie w nowej szkole. Poszedłem na profil mat-fiz, chyba gorzej wybrać nie mogłem. Jednak w przyszłości chciałem studiować informatykę, więc nie miałem większego wyboru. Myślałem o technikum informatycznym, ale niestety w naszym mieście takiego nie ma.
Dojechałem w końcu do szkoły, szybko założyłem trampki i poszedłem szukać sali. Kręciłem się po korytarzu jak idiota, ponieważ nie miałem zupełnie pojęcia, gdzie mam iść.
— Pomóc ci w czymś? — Zapytał jakiś głos za mną. Odwróciłem się. Przede mną stał chłopak, kilka centymetrów wyższy ode mnie, dość dobrze zbudowany, o zielonych oczach i kruczoczarnych włosach.
— Byłbym wdzięczny! — Uśmiechnąłem się i spojrzałem z nadzieją w oczach na mojego zbawiciela. — Wiesz może, gdzie jest sala 4?
— Świeżak, co? — Zaśmiał się. — Chodź za mną.
Chłopak zaprowadził mnie na miejsce i zatrzymał się przed salą.
— Jaką lekcję teraz masz? — Zapytał półgłosem.
— Fizykę.
— Oj, to uważaj — zaśmiał się cicho — będziesz mieć przesrane.
— Dlaczego? — Zapytałem zdziwiony.
— Zobaczysz. — Uśmiechnął się wrednie i odszedł, zostawiając mnie zdezorientowanego.
Zapukałem do sali i wszedłem, połowa klasy już się tam znajdowała.
— Dzień dobry. — Powiedziałem niepewnie.
— Dzień dobry. Zajmij miejsce. — Odpowiedziała oschłym głosem nauczycielka. Przyjrzałem się jej dokładniej, miała rudawe włosy związane w koka, okulary na piegowatym nosie i była ubrana w elegancki strój. Już czułem, co to oznaczało. Przypominała typową wredną nauczycielkę, która lubi się wyżywać na uczniach i ma wiecznie okres. Po jej tonie głosu mogłem nawet stwierdzić, że się do takowych zalicza. Na dodatek miała być moją wychowawczynią.
"No to zaczynamy świetnie. — Pomyślałem, płacząc w myślach."
Zająłem miejsce w ostatnim rzędzie przy ścianie i wyciągnąłem zeszyt. Reszta klasy szybko się zebrała i zadzwonił dzwonek.
— Zatem — wstała nauczycielka — zacznijmy od przedstawienia się. Nazywam się Sally Blake i została mi przydzielona rola waszej wychowawczyni. Będę was również uczyć fizyki. Miło mi was wszystkich poznać. Teraz prosiłabym, aby każdy z was przedstawił się po kolei i opowiedział coś krótko o sobie.
Jakiś chłopak w pierwszym rzędzie wstał i zaczął się prezentować, gdy nagle usłyszeliśmy huknięcie drzwi.
— Dzień dobry! — Wpadł jakiś zdyszany blondyn, próbując złapać oddech. — Przepraszam — Podparł się o framugę i kontynuował — przepraszam za spóźnienie...
— No pięknie, spóźnienie pierwszego dnia szkoły. — Powiedziała ostrym głosem nauczycielka.
— Przepraszam, zaspałem! — Tłumaczył się chłopak.
— Siadaj już.
Chłopak zajął miejsce obok mnie, ponieważ tylko ono zostało wolne.
— Kurde, ale oschła pinda. — Szepnął mi na ucho. Lekko się uśmiechnąłem. Coś czułem, że się polubimy.
— Wiem. — Zaśmiałem się.
— Tak w ogóle... — Zaczął chłopak, ale nie dane mu było skończyć.
— Przepraszam bardzo! — Krzyknęła nauczycielka. — Czy mógłbyś się łaskawie uspokoić?
— Przepraszam, pani psor! — Odpowiedział.
— Pani profesor jak już. — Poprawiła go.
Dalej siedzieliśmy w ciszy i słuchaliśmy, jak inni się przedstawiają, aż w końcu przyszła kolej na mnie. Wstałem i zacząłem:
— Jestem Keith Ashford, w lutym skończę siedemnaście lat. Interesuję się muzyką, rysowaniem i rolkarstwem. Miło mi was poznać.
Usiadłem i odetchnąłem z ulgą. Miałem to już za sobą. Przyszła kolej na blondaska obok mnie.
— Jestem wspaniały Neil Barnes, urodzinki mam 23 kwietnia. Zapamiętajcie to! — Pokazał palcem na klasę i kontynuował. — Interesuję się łyżwiarstwem freestyle i patrzeniem na swoje wspaniałe zdjęcia 24/7.
Cała klasa wybuchła śmiechem, łącznie ze mną. Neil się uśmiechnął i usiadł na miejscu.
— Stary — zacząłem ze łzami w oczach od śmiechu — co to miało być?
— Byłem całkowicie poważny. — Powiedział spokojnie.
— Serio jesteś aż takim narcyzem? — Zapytałem, wciąż nie mogąc się uspokoić.
— Cisza! — Krzyknęła nauczycielka. — Prosimy dalej. — Pokazała ręką na jakąś dziewczynę.
— Pogadamy na przerwie. — Szepnął Neil, a nauczycielka spiorunowała nas wzrokiem.
Resztę przerwy przesiedzieliśmy słuchając różnych zasad, regulaminów i innych pierdół. A raczej "słuchając", bo gdzieś tak w połowie lekcji zupełnie się wyłączyłem i zacząłem pisać słowa do nowej piosenki. W końcu zadzwonił ukochany dzwonek, a Neil był pierwszym, który wyleciał z sali. Wyszedłem spokojnym krokiem za nim i spojrzałem na niego.
— Co ci tak spieszno? — Zapytałem.
— Nie zniósłbym tam ani minuty dłużej!
Zaśmiałem się pod nosem.
— Tak ogólnie to miło cię poznać, Kei. — Powiedział, wyciągając do mnie rękę.
— Mnie również, Neil. I czemu Kei?
— Brzmi lepiej niż Keith. — Uśmiechnął się.
— No jak wolisz. Co mamy następne?
— A kij wie. — Wzruszył ramionami. — Zgubiłem gdzieś plan.
Westchnąłem i skierowałem się w stronę wywieszonego na korytarzu planu.
— Teraz powinna być matma. — Mruknąłem.
— Matma jest spoko. — Powiedział. — Spotkałem już nawet nauczycielkę. Wygląda na miłą. W przeciwieństwie do tej baby.
— Jakiej baby? — Usłyszeliśmy znajomy już nam głos i odwróciliśmy się powoli w jej kierunku, wiedząc, że będziemy mieć przesrane. Wiedźma stała za nami z tym jej wstrętnym uśmieszkiem zwycięstwa na twarzy i powiedziała:
— Oj grabisz sobie, panie Barnes. — Powiedziała z nutką cynizmu w głosie. Neil się nic nie odezwał, tylko odwrócił wzrok.
— Przepraszam. — Wycedził przez zęby. Nauczycielka nic więcej nie powiedziała, tylko rzuciła nam zabójcze spojrzenie i skierowała się w stronę pokoju nauczycielskiego. Wybuchnąłem śmiechem.
— Mordo — zacząłem, wciąż się śmiejąc — ale sobie nagrabiłeś.
— Zamknij się. — Powiedział i też zaczął się śmiać.
Chwilę nam zajęło uspokojenie się.
— Tak w ogóle — zaczął Neil — słyszałeś, że w naszej szkole są kluby?
— Kluby? — Zapytałem zdziwiony. — Jakie kluby?
— Takie jakby zajęcia pozalekcyjne, tyle że nauczyciele nas nie pilnują. Jest do wyboru wiele: klub sztuki, różnego rodzaju kluby sportowe, na przykład koszykówki, pływacki, klub naukowy, klub muzyczny...
— Czekaj! — Przerwałem mu. — Jest klub muzyczny? — Zapytałem z bananem na twarzy.
— A no tak, ty się interesujesz muzyką, prawda?
— I to bardzo! Kiedy można się zapisywać?
— Zapisy są od jutra do końca tygodnia.
— Super! Jutro pójdę odwiedzić klub. A ty się do jakiegoś zapisujesz?
— Nie wiem. W sumie nie ma tu żadnego klubu, który by mnie interesował.
— Twoim hobby jest łyżwiarstwo, tak? Figurowe?
— Nie, bardziej freestyle. Chociaż trochę figurowym też się kiedyś interesowałem.
— Freestyle? Super! Ja się interesuję freestyle'm na rolkach.
— Serio? — Uśmiechnął się. — A na łyżwach próbowałeś?
— Tak, nawet nie najgorzej mi to idzie. Jednak nie tak dobrze jak na rolkach.
— To normalne. — Zaśmiał się. — Jeździ się podobnie, ale jednak trochę inaczej.
— To prawda. A ty jeździsz na rolkach?
— Szczerze mówiąc, to nigdy nie jeździłem.
— Więc jak trenujesz latem? Nie ma u nas sztucznych lodowisk, jeździsz gdzieś poza miasto?
— Bingo. Niestety jeżdżenie ciągle poza miasto nie jest wygodne, więc poza sezonem trenuję rzadko. Przez co moja kondycja drastycznie spada.
— I nigdy nie pomyślałeś o alternatywie, jaką mogą być rolki? — Zaśmiałem się.
— Ano widzisz, jestem debilem.
— Widzę, haha. Kup sobie rolki! Będziemy mogli trenować razem.
— Bardzo chętnie. — Powiedział i spojrzał na zegarek. — Eh, chodźmy już, bo znowu będzie przyps.
Zaśmiałem się i powędrowaliśmy szukać sali. Mimo wszystko byliśmy trochę spóźnieni, ale nauczycielka od matematyki okazała się naprawdę miłą osobą i nawet nas nie ochrzaniła. Cieszyłem się, że przynajmniej ona jest sympatyczna, bo w końcu mieliśmy mieć naprawdę dużo matmy na tym profilu. Matematyka, jak każda lekcja pierwszego tygodnia, zleciała nam na przedstawianiu się i poznawaniu zasad BHP. Ogólnie mój pierwszy dzień w szkole ograniczał się do gadania z Neil'em i rozmyślania nad życiem na nudnych lekcjach.

Zadzwonił ostatni dzwonek, więc wszyscy wyszli ze szkoły z uśmiechami na twarzy, szczęśliwi, że to już koniec.
— Idziesz na miasto? — Zapytał Neil.
— No spoko i tak nie mam nic ciekawego do roboty. — Powiedziałem, biorąc rolki.
— Widzę, że nawet do szkoły na rolkach. — Zaśmiał się.
— Oczywiście. — Uśmiechnąłem się. — Jeżdżę na nich praktycznie wszędzie.
— Naprawdę muszę sobie je szybko kupić.
— Oj musisz. — Powiedziałem i wyciągnąłem telefon, żeby napisać mamie, że będę później. Upchnąłem rolki na siłę do plecaka i poszliśmy do centrum.
— Więc — zacząłem — jakieś plany?
— Żadnych. Możemy iść coś zjeść. Masz kasę?
— Jakieś tam drobniaki powinienem mieć.
— Chodź na kebsa. — Wskazał na małą budkę z kebabami. — Tam mają naprawdę pyszne!
— Nigdy tam nie kupowałem, więc chętnie spróbuję.
Stanęliśmy w kolejce i zaczęliśmy plotkować.
— W ogóle widziałeś jaką ta brunetka w okularach z naszej klasy ma dupę?
— Nie zwróciłem uwagi. — Powiedziałem bez uczuciowo. Jakoś nigdy nie patrzyłem na dziewczyny z takiej perspektywy. Po prostu byłem inaczej wychowany.
— A żałuj, nie wiesz, co straciłeś. — Mrugnął do mnie.
— Nie obchodzi mnie to. — Mruknąłem.
— Sztywniak. — Zaśmiał się. Spojrzałem na niego jak na idiotę, ale nic nie powiedziałem.
Zamówiliśmy kebaby i usiedliśmy na pobliskiej ławeczce.
— Stary, to jest pyszne! — Powiedziałem z pełną gębą.
— Mówiłem.
Zjedliśmy łapczywie i wstaliśmy, zastanawiając się, co dalej.
— Niedaleko jest sportowy. — Zacząłem. — Możemy iść obejrzeć rolki.
— O, bardzo chętnie! Ale nie mam dzisiaj kasy.
— A kto powiedział, że musisz je od razu kupować? Na razie tylko zerkniemy.
— Okej.
Skierowaliśmy się w stronę sportowego i zaczęliśmy oglądać najróżniejsze rodzaje rolek.
— Te wyglądają na ładne. — Powiedział i wskazał jakieś niebiesko-białe rolki.
— Ale nie są. — Mruknąłem. — Totalna tandeta. Rozlecą ci się w trymiga.
— Nie wiem, nie znam się.
— Te prezentują się spoko. — Powiedziałem i pokazałem na niebiesko-czarne rolki.
— Jak wspominałem, nie znam się na tym, ale z wyglądu są ładne.
— Jaki masz rozmiar?
— 42.
Podszedłem do sprzedawcy i poprosiłem o tamte rolki w numerze 42. Neil założył rolki i niepewnie stanął.
— I co? — Zapytałem, uśmiechając się. Neil spróbował kawałek przejechać.
— Nieźle. Inaczej niż na łyżwach, ale da się przyzwyczaić.
— Wiem. A jak rolki? Dobrze leżą?
— Tak, są wygodne.
— To co, kupujesz niedługo?
— Możemy tu przyjść nawet jutro.
— Okej.
Poprosiliśmy sprzedawcę o odłożenie rolek i obejrzeliśmy jeszcze kilka innych modeli oraz kaski i ochraniacze. Jednak postanowiliśmy zostać przy tych pierwszych rolkach, ponieważ Neil'owi najbardziej odpowiadały.
Spojrzałem na zegarek, dochodziła 18. Trochę się zasiedzieliśmy w tym sklepie.
— Dobra, stary, ja lecę. — Powiedziałem.
— No okej. Daj mi swój numer, w razie czego będziemy się zgadywać.
— Oki, daj telefon, to ci wpiszę.
Pożegnałem się z Neil'em, założyłem rolki i skierowałem się w stronę domu.
— Wróciłem. — Powiedziałem, kierując się do kuchni.
— Jadłeś coś na mieście? — Zapytała mama.
— Tak.
— I tak zjesz obiad.
Zaśmiałem się. Typowa mama. Nigdy nie darowała mi żadnego posiłku.
— Krzyknij jak będzie gotowe, ja idę poćwiczyć. — Powiedziałem, kierując się do mojego pokoju.
Wszedłem do pomieszczenia i załamałem się, jaki tam był bałagan. Jak już ja, największy bałaganiarz świata, uważał, że jest tam syf, to znaczy, że musiało być naprawdę źle. Jednak nie chciało mi się sprzątać, więc po prostu wziąłem gitarę, włączyłem wzmacniacz i zacząłem brzdąkać. Uwielbiałem ten dźwięk. Dźwięk mojego wspaniałego Gibsona, na którego zbierałem kasę 3 lata. Opłacało się. Jeszcze nigdy wcześniej nie grałem na lepszej gitarze. Gdy ją brałem do ręki, czułem się niemalże jak Bóg. Chociaż byłem ateistą. Cóż za ironia.
Pograłem kilka piosenek i mama zawołała mnie na obiad. Szybko zjadłem pysznego kurczaka i wróciłem do gry. Tata wrócił z pracy i jak zawsze, wszedł do mnie do pokoju, wypytując, czy już odrobiłem lekcje.
— Tato — zaśmiałem się — dopiero pierwszy dzień szkoły. Nie mieliśmy nic zadane.
— Uznajmy, że ci wierzę. Tylko proszę, przycisz trochę tę gitarę.
— Okej, okej. — Powiedziałem, ściszając wzmacniacz, ale gdy tylko tata wyszedł, rozkręciłem go ponownie.
Cały wieczór spędziłem na improwizacji i ćwiczeniu różnych gam, po czym wziąłem prysznic i położyłem się do łóżka. Jako że byłem nocnym markiem, nie było opcji, żebym usnął o 23, więc wziąłem telefon i zacząłem oglądać jakieś głupie filmiki na necie. Około 2 w końcu postanowiłem iść spać, co przyszło mi z łatwością, ponieważ byłem trochę zmęczony.

Comment Log in or Join Tablo to comment on this chapter...

[2] Witamy w klubie

Usłyszałem dźwięk budzika, ale wyłączyłem go i poszedłem dalej spać. Dopiero jakieś pół godziny później obudziłem się i zdałem sobie sprawę z tego co zrobiłem. Zerwałem się z łóżka i krzyknąłem:
— Cholera! Jestem spóźniony!
W tempie ekstremalnym ogarnąłem się i nie jedząc śniadania, pognałem do szkoły. Super, byłem spóźniony już drugiego dnia szkoły. Cóż, przynajmniej nie pierwszego, jak co niektórzy.
— Dzień dobry. — Powiedziałem, wchodząc zdyszany do sali. — Przepraszam za spóźnienie.
— Nie ma za co. Siadaj. — Odpowiedziała nauczycielka i kontynuowała lekcję. Na szczęście teraz był angielski, a nauczycielka nie była specjalnie wymagająca, więc nie specjalnie przejęła się faktem, że nie przyszedłem na czas. Zająłem swoje miejsce, a Neil'a jeszcze nie było. No kto by się spodziewał. Znałem go dopiero jeden dzień, a już mogłem rozpracować, jakim jest człowiekiem.
Tak jak się spodziewałem, Neil przyszedł dopiero na drugą lekcję, ziewając co minutę.
— Co jest, nie spałeś? — Zapytałem, sam ziewając.
— Eh, siedziałem na necie do jakiejś 2 czy 3 nad ranem.
— To tak jak ja. — Powiedziałem, chichocząc pod nosem. — Nocne marki, łączmy się.
— Hahah, dokładnie. — Przybił mi żółwika.
Lekcje wyjątkowo mi się dłużyły, ale to pewnie dlatego, że nie mogłem się doczekać, aż zobaczę klub. Gdy w końcu zadzwonił ostatni dzwonek, pognałem w stronę sal klubowych, jednak nie miałem pojęcia, która należy do klubu muzycznego. Znowu kręciłem się jak idiota po korytarzu i usłyszałem już znajomy mi głos.
— Znowu się zgubiłeś? — Zaśmiał się czarnowłosy.
— Tak... — Podrapałem się po głowie. — Wiesz może, gdzie jest klub muzyczny?
Chłopak spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem.
— Właśnie się do niego kierowałem. Chodź ze mną.
— Jesteś członkiem? — Zapytałem, udając się za chłopakiem.
— Jestem założycielem tego klubu.
— Serio? — Na moją twarz wkradł się lekki uśmiech.
— Nie, na niby. — Zaśmiał się. — To tutaj. — Powiedział, wskazując na drzwi oznaczone numerem C6.
Weszliśmy do pomieszczenia, a ja się załamałem. Tu był jeszcze większy syf niż w moim pokoju.
— Sprzątacie tu kiedykolwiek? — Zapytałem cynicznym głosem.
— Komu by się chciało. — Ziewnął czarnowłosy i położył się na kanapie, stojącej w rogu klubu. Po prawej stronie znajdowało się pełno najróżniejszych instrumentów, od wiolonczeli po ksylofony, ale tylko przy perkusji, kilku gitarach, basach i klawiszach znajdowało się więcej miejsca. Zgaduję, że tylko na tym grali członkowie klubu, bo reszta instrumentów była zakurzona i nieużywana. W prawym rogu stała kanapa, na której leżał chłopak, a niedaleko kanapy stał stolik, przy którym siedziało kilka osób. Było to 2 chłopaków i 2 dziewczyny. Patrzyli się na mnie lekko zaskoczonym wzrokiem.
— Cóż to za ślicznotkę przyprowadziłeś, Ryan? — Zaśmiał się jeden z chłopaków. Zmierzyłem go zabójczym spojrzeniem. To że miałem delikatne rysy, nie oznaczało, że mógł sobie ze mnie kpić.
— Ślicznotkę, która zaraz zmyje ci ten głupi uśmieszek z twarzy. — Wycedziłem przez zęby. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony, a cała reszta zaczęła się śmiać.
— Już go lubię. — Powiedziała fioletowo-włosa dziewczyna. Przyjrzałem jej się dokładniej. Nosiła również fioletowe soczewki, była ubrana na biało i wyglądała trochę jak jakaś wróżka.
— Co, nie spodziewałeś się, że ktoś podskoczy wielkiemu Martin'owi Hanson'owi? — Zaśmiał się tak zwany Ryan.
— Szczerze to nie. — Odburknął ten idiota.
— Tak w ogóle — zwrócił się do mnie drugi chłopak, jakiś okularnik — czego tu szukasz?
— Chciałem zapisać się do klubu.
— Serio? Rzadko ktokolwiek zapisuje się do tego klubu.
— To pewnie przez pewną mandarynkę. — Powiedziałem, posyłając wściekłe spojrzenie temu debilowi.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a fioletowo-włosa aż się popłakała ze śmiechu.
— Widzisz, Martin — zaczął okularnik, dławiąc się śmiechem — mówiłem, że solarka nie wyjdzie ci na dobre.
— Zamknij się. — Mruknął Mandarynka.
— Ten nowy jest zajebisty. — Powiedziała druga dziewczyna, wciąż się śmiejąc.
— Dosiądź się.
— Dzięki. — Usiadłem z nimi przy stoliku.
— A nam wymyślisz jakieś nowe pseudonimy? — Zapytała uśmiechnięta fioletowo-włosa.
— Pomyślmy... Ty będziesz Wróżka. — Powiedziałem, wskazując na nią. — Ten w pinglach to po prostu Okularnik, Mandarynkę już znacie, ona będzie Budyniem — wskazałem na dziewczynę jedzącą budyń — a ten na kanapie...
I w tym momencie dostałem zwiechy mózgowej, ponieważ nie miałem zielonego pojęcia, co mogę wymyślić dla czarnowłosego. Był naprawdę przystojny, więc jakiekolwiek głupie pseudonimy dotyczące wyglądu odpadały, a na dodatek nic o nim nie wiedziałem, więc nie miałem pojęcia, co powiedzieć. Nagle mnie olśniło.
— A ten to Zbawiciel! — Powiedziałem pewnie. Wszyscy spojrzeli na mnie jak na idiotę.
— Czemu Zbawiciel? — Zapytał rozbawiony czarnowłosy.
— Bo już 2 razy mnie uratowałeś od zagubienia w tym ogromnym budynku cierpień.
— Widzę, że rycerz ratuje swoją księżniczkę, co? — Przygryzł nam Mandarynka.
— Zaraz ktoś inny będzie tu potrzebował ratunku. — Mruknąłem.
— Ale się boję. — Powiedział Mandarynka, podnosząc ręce na znak poddania.
— Uspokój się już, Martin. Daj spokój nowemu. — Skarciła go Wróżka.
— Może się przedstawimy. — Powiedziała Budyń. — Chociaż założę się, że i tak będziesz zwracać się do nas po pseudonimach.
— Bingo. Ale chętnie poznam wasze imiona.
— Ja jestem Nicola Crouch. Fioletowo-włosa to Louise Owen, ten wredny idiota to Martin Hanson, Okularnik to Peter Fraser, a leniuch na kanapie nazywa się Ryan Emslie.
— I tak nie zapamiętam.
— Szczery jesteś. Podoba mi się to. — Powiedział Zbawiciel.
— Cieszę się. Ja jestem Keith Ashford, jeśli kogokolwiek to obchodzi.
— Może tobie też wymyślę jakiś pseudonim? — Zaśmiała się Wróżka.
— Dawaj. — Powiedziałem.
Wróżka podrapała się po głowie i zmrużyła oczy, przyglądając mi się uważnie.
— Nie mam pojęcia. — Odezwała się po chwili. — Macie jakieś pomysły? — Skierowała się do reszty.
Wszyscy zaczęli siedzieć i myśleć, aż w końcu odezwał się Zbawiciel:
— Księżniczka.
— Czemu Księżniczka? — Zapytał zdziwiony Okularnik.
— Bo śmiesznie się wkurzył, jak go Martin tak nazwał. — Zaśmiał się. Spojrzałem na niego, ale szczerze mówiąc, nie specjalnie obchodziło mnie to, jak będą mnie nazywać.
— Zanim dołączysz do klubu — zaczęła Wróżka — musisz wypełnić ten formularz.
Podała mi kartkę i zaczęła tłumaczyć, co gdzie powinienem wpisać. Wykonałem posłusznie polecenie i oddałem jej dokument.
— Od teraz jesteś pełnoprawnym członkiem klubu! — Uśmiechnęła się do mnie. — Pójdę oddać formularz do dyrekcji, a jak przyjdę, to się zapoznamy.
— Witamy w klubie. — Uśmiechnął się Zbawiciel.

Comment Log in or Join Tablo to comment on this chapter...

[3] Zapoznanie

— Jestem — oznajmiła Wróżka, wracając od dyra.

— Okej. — Uśmiechnąłem się.

— Zatem opowiemy ci coś o sobie. Może ja zacznę. Jestem drugoklasistką. Nie gram na niczym, ale jestem menadżerem zespołu.

— Zespołu? — zdziwiłem się.

— Owszem. Nie jesteśmy znani, póki co gramy tylko w szkole, ale mamy dużo większe plany na przyszłość. — Uśmiechnęła się. — Kontynuując. Zajmuję się głównie dokumentami, zapisami na konkursy i tak dalej. Mam nadzieję, że kiedyś będę również mogła zajmować się ustalaniem terminów wywiadów, koncertów i tego typu rzeczy. — Zaśmiała się.

— No do tego jeszcze trochę daleko — burknął Okularnik.

— Niestety. Ale wierzę, że razem damy radę — wtrąciła Budyń.

— A i jeszcze lubię gotować — dopowiedziała fioletowo-włosa.

— Teraz może ja się przedstawię — mruknął Zbawiciel. — Również jestem w drugiej klasie, gram na gitarze.

— Jest najlepszy z zespołu — dodał Okularnik.

— Nie zwracaj na niego uwagi — powiedział Zbawiciel. — Lubi mi się podlizywać, nie wiem dlaczego.

— Wcale się nie podlizuję! — zaprotestował. — To prawda!

— W tym przypadku muszę się zgodzić z Okularnikiem — mruknął Mandarynka.

Ryan westchnął.

— Nie chce mi się z wami kłócić. Wracając. Oprócz gry na gitarze, uwielbiam spać całymi dniami albo grać na kompie.

— Teraz moja kolej! — powiedziała Budyń. Polubiłem ją. Widać było, że była pozytywną i wiecznie roześmianą osobą. — Jak wszyscy tutaj, jestem w drugiej klasie. Gram na perkusji i kocham budyń! Teraz Martin!

— Co ja mogę o sobie powiedzieć... — burknął Mandarynka. — Gram na basie.

— Żebyś przypadkiem się nie przemęczył od tego gadania. — Zaśmiał się Zbawiciel.

— Zamknij się.

— Ja — wtrącił się Okularnik — gram na klawiszach. Interesuję się informatyką, głównie programowaniem.

— O, fajnie — odezwałem się — Pouczysz mnie kiedyś trochę programowania?

— Pewnie. — Uśmiechnął się do mnie. — Kiedy tylko chcesz.

— Teraz kolej na mnie — powiedziałem. — Gram na gitarze...

— Na gitarze? — Podniósł się czarnowłosy. — W końcu mamy drugiego gitarzystę! — Uśmiechnął się.

— A już się bałam, że nikogo nie znajdziemy! — odetchnęła z ulgą Budyń.

— Gram również na skrzypcach, pianinie i perkusji. Ale te 3 tylko dodatkowo, więc nie jestem mistrzem.

— Wow, czyżbyśmy trafili na kogoś utalentowanego? — ucieszyła się Wróżka.

— Ta, już to widzę — warknął Mandarynka. — Pewnie gra jak noob.

— Chętnie bym ci udowodnił, że jest inaczej — zacząłem — ale na to będę jeszcze mieć czas. Na razie muszę lecieć, umówiłem się ze znajomym, że pójdziemy do sportowego.

— Do sportowego? — zdziwił się Zbawiciel. — Po co?

— Po rolki dla niego.

— To po co masz z nim iść?

— Rolki to moja druga pasja, więc się na tym znam. No i jeszcze rysowanie, ale w tym akurat jestem kiepski. — Zaśmiałem się.

— Umiesz jakieś triki? — Uśmiechnęła się Budyń.

— Coś tam umiem. A teraz serio muszę lecieć.

Pożegnałem się, wziąłem torbę i podążyłem w kierunku szkolnej bramy, gdzie już czekał na mnie Neil.

— W końcu jesteś.

— Wybacz, zasiedziałem się w klubie.

— Właśnie, opowiadaj. Fajnie było?

— Tak, bardzo mili ludzie. No może oprócz Mandarynki.

— Mandarynki?

— Taki jeden idiota. Widać, że po solarce.

— A, chyba wiem o którym mówisz. — Roześmiał się. — Spotkałem go dzisiaj na korytarzu.

— Wygląda koszmarnie, co nie?

— No masakra. Nie wiem jak można tak sobie zniszczyć skórę.

— Ja też nie. Ale widać, że jest debilem.

— Nie gadałem z nim, więc nie wiem, ale mogę się domyślić.

Dalej szliśmy gadając o różnych pierdołach, a ja trochę wprowadziłem Neil'a w świat rolek. No przynajmniej teoretycznie, bo praktycznie będziemy jeszcze nad tym pracować. Ale myślę, że pójdzie łatwo, skoro trenuje freestyle na łyżwach.

Kupiliśmy Neil'owi rolki, więc był naprawdę szczęśliwy i umówiliśmy się, że w weekend potrenujemy.
Wróciłem do domu i odpaliłem kompa. Miałem kilka nowych zaproszeń na facebook'u, w większości od znajomych z nowej klasy i jedno od Ryan'a. Zaakceptowałem wszystkie, a po chwili przyszła wiadomość:
Ryan: Hej
Ja: No cześć
Ryan: Dodam Cię do naszej klubowej konfy, ok?
Ja: Spoko
Ryan: A i możesz potem dać nam numer, żebyśmy w razie czego wiedzieli, jak się z Tobą jeszcze skontaktować
Ja: Oki

Ryan dodał mnie do konwersacji i cały wieczór spędziliśmy na pisaniu. Byli naprawdę fajnymi ludźmi, nawet z Mandarynką przyjemnie mi się pisało. W przeciwieństwie do rozmowy na żywo. Przez facebook'a przynajmniej nie musiałem słyszeć jego cynicznego głosu, więc dało się go znieść. W końcu musieliśmy się pożegnać, bo większość poszła spać, ale ja jako nocny marek, dalej siedziałem na necie i widziałem, że Ryan również był dostępny. Napisałem do niego na priv:

Ja: Co, nie idziesz spać, Zbawicielu?
Ryan: Kto to mówi :P
Ja: Przed 2 w nocy i tak nie usnę
Ryan: Bezsenność?
Ja: Nope, po prostu taki tryb życia
Ryan: Czyżby gamer? :D
Ja: Niespecjalnie. Czasem lubię pograć, ale raczej nie robię tego po nocach. No chyba że na gitarze xD
Ryan: Ale mimo wszystko czasem grasz. Możemy kiedyś pyknąć w coś razem
Ja: Chętnie, ale zazwyczaj noobię we wszystkich grach xD
Ryan: Nie przejmuj się, nauczę Cię ^^
Ja: Dzięki c:
Ryan: Masz Skype albo TS'a?
Ja: Skype
Ryan: Daj nick
Ja: Keith.Ashford43
Ryan: Oryginalnie XD
Ja: Zamknij się
Ryan: Haha :D
Ja: Tak zmieniając temat, jak długo grasz na gitarze?
Ryan: Gdzieś tak z 10 lat, a Ty?
Ja: Nieźle. Ja około 6
Ryan: A już się bałem, że będziesz lepszy ode mnie :P
Ja: To że gram krócej, nie znaczy, że nie mogę być lepszy ;)
Ryan: W sumie też fakt. Chcesz się kiedyś spotkać, żeby poćwiczyć? Tak wiesz, indywidualnie bez zespołu, tylko gitarzyści :D
Ja: No spoko, kiedyś można się umówić. Ale najpierw muszę chociaż spróbować gry z wami wszystkimi. Mimo wszystko nie będzie tak łatwo się wpasować do kapeli, która już jakiś czas ze sobą gra.
Ryan: Masz rację, ale wierzę, że dasz radę. Będziemy Ci pomagać
Ja: Dzięki, jesteście naprawdę fajni. A teraz idę spać, dobranoc
Ryan: Branoc, Księżniczko XD

Odłożyłem telefon i uśmiechnąłem się pod nosem. Naprawdę się cieszyłem, że w końcu znalazłem ludzi, z którymi będę mógł grać. Zawsze miałem z tym problemy, ponieważ nie wiedziałem, jak mam poznać innych muzyków. Jednak teraz wszystko się zmieniło. Wkręciłem się do kapeli! Od zawsze o tym marzyłem! Miałem nadzieję, że moje umiejętności naprawdę się poprawią dzięki grze w zespole.

Założyłem słuchawki, puściłem cicho muzykę i poszedłem spać. Dość wcześnie jak na mnie, ale nie miałem dzisiaj ochoty na siedzenie na necie, tym bardziej, że potwornie bolała mnie głowa. Zamknąłem oczy i nim się obejrzałem, oddałem się w objęcia Morfeusza.

Comment Log in or Join Tablo to comment on this chapter...

[4] Pierwsza próba

Comment Log in or Join Tablo to comment on this chapter...
~

You might like undefined606's other books...