Fake shades

 

Tablo reader up chevron

Fake Shades

Klubowa muzyka roznosiła się po całym pomieszczeniu, napierając nawet na jego ściany. Laserowe efekty rzucały kolorowe światła na zapełniony ludźmi parkiet, muskając jeszcze swoim blaskiem osoby siedzące w boksach. Duchota pomieszana z wonią alkoholu niebezpiecznie kurczyła płuca, powodując, że grupka młodych ludzi zamiast spędzać kolejne minuty na tańcu zasiadła spokojnie przy stoliku przy oknie. Dopisywał im wybornie dobry humor, którego efektami były roznoszące się w ich otoczeniu głośne śmiechy.

            Luke przestąpił z nogi na nogę, czekając na szklankę chłodnej wody przy jednym ze stanowisk barmańskich. Uparcie wlepiał wzrok w przyjaciół zasiadających kilka metrów od niego, a w szczególności w dziewczynę pośrodku. Po chwili jakby wyczuła jego spojrzenia na sobie i podnosząc głowę, zaczepiła na nim swoje brązowe tęczówki. Posłał jej zawadiacki uśmiech i zgarniając podany na blat napój, ruszył w stronę znajomych. Spokojnie przeciskając się między krzesłami dotarł wreszcie do celu, opadając na krzesło.

- Chłodna woda mineralna, niegazowana z plasterkiem cytryny, tak jak chciałaś. – podsunął Libby szklankę. Dziewczyna zmrużyła oczy, przez chwilę przyglądając się jak ciecz spokojnie kołysze się między przezroczystymi szklankami, by po chwili głośno westchnąć.

- Chciałam z dwoma plastrami cytryny. – fuknęła, na co siedzący obok Calum przewrócił tylko oczami, mrucząc pod nosem, że znowu się zaczyna.

- I ta woda wcale nie jest chłodna. – warknęła, upijając łyk. Luke jęknął cicho w duchu.

- Jeśli chcesz, pójdę po kolejną.

- Daj spokój, Luke! – wtrącił się Hood. - Hej, Libby! Oddam Ci moją cytrynę.- to powiedziawszy wrzucił do szklanki kawałek kwaśnego owocu. – A żebyś miała chłodniejszą tę wodę, to się ją na parapecie postawi. O tak! – Naczynko powędrowało na miejsce tuż obok podchylonego okna.

            Cała ta sytuacja sprawiła, że grupka przyjaciół nie mogła opanować kolejnej fazy śmiechu, za wyjątkiem ciemnowłosej dziewczyny.

- Jesteście żałośni. – syknęła w ich kierunku, mrużąc przy tym oczy, jakby chcąc podsycić jad wydobywający się w tym komentarzu.

- To może pójdziemy zatańczyć. – zaraz zaproponował Hemmings, widząc że jego dziewczyna jak i przyjaciele są na skraju gniewu.

- Nie mam najmniejszej ochoty. Wiecie co? Nie mam nawet ochoty, żeby tu z wami siedzieć. – Po tych słowach zabrała swoją pikowaną torebkę z oparcia i rzucając banknot dziesięciodolarowy na stół, opuściła stolik. Luke odetchnął głęboko, układając głowę na zaplecionych dłoniach w akcie desperacji.

            Od dawna jego związek z Libby nie wyglądał tak jak powinien. Coś między nimi zgrzytało, jednak oboje nie chcieli tego przyznać. Od dłuższego czasu odczuwał, że tylko formalnie są parą. W praktyce już praktycznie nic ich nie łączyło. Ciągłe rozkazy, kłótnie o błahostki i kłamstwa pojawiające się za jednym mrugnięciem całkowicie niszczyły ich relacji. Niebieskooki nie chciał tylko przyznać sam przed sobą, że pora skończyć to, co notabene go blokowało. Chciał jedynie ucieczki. Jednak dla osoby patrzącej na ich relacje z boku, od zawsze tak one wyglądały. Nie było w nich za grosz prawdziwego uczucia, jedynie wizja idealnego związku i puste zainteresowanie sobą nawzajem, które nie miało nic wspólnego z miłością czy chociażby zauroczeniem.

- No stary, jestem pod ogromnym wrażeniem. – z zamyślenia wybił blondyna Calum, który poklepał go po ramieniu. Chłopak zmarszczył brwi nie wiedząc co chodzi przyjacielowi po głowie.

- Chodzi mi o nią. – skinął głową w stronę, gdzie zniknęła szatynka. – Ja bym tyle nie wytrzymał.

- Sam się sobie dziwię. – odparł smutnym głosem w dalszym ciągu uparcie wpatrując się w swoje palce.

- To dlaczego tego nie skończysz?

- A jest tutaj co kończyć?

 

~*~

 

            Szkolna hala świeciła pustkami. Po dzwonku goniącym wszystkich na zajęcia, jedynym dźwiękiem odbijającym się od akustycznych ścian było trzaskanie drzwiami wejściowymi po drugiej stronie korytarza.

            Na kilkustopniowych trybunach nie można było dostrzec żywego ducha. Może za wyjątkiem niewielkiej blondynki siedzącej pod samą ścianę z podkurczonymi nogami, na których spoczywał oprawiony w pomarańczową okładkę zeszyt. Zaciśnięty między palcami długopis sunął po pustych kartkach zostawiając za sobą kolejne linijki niebieskiego tuszu. Z transu wyrwał ją dopiero głos nauczyciela, który uchylił drzwi sali powodując tym samym naruszenie idealnej ciszy.

- Porozmawiam z nimi później, bo teraz będę jeszcze miał drugie zajęcia. – powiedział niskim głosem do kogoś zza wielkiej szklanej powłoki, a niebieskooka orientując się, że nie było to skierowane do niej, spuściła wzrok z powrotem na swój notatnik. Ledwo zdołała sobie przypomnieć co było jej myślą, kiedy kolejny delikwent brutalnie jej przerwał.

            Wysoki blondyn wszedł do sali z przerzuconym przez ramię plecakiem i trzymaną niedbale w rękach kurtką. Rozglądnął się dookoła badając całe pomieszczenie, by zaraz postawić pierwszy krok na stopniach prowadzących na trybuny.

- Przepraszam, widziałaś może chłopaków? Bo mamy mieć trening, a póki co chyba tylko ja jestem. – zapytał ochrypłym głosem, zwracając się do dziewczyny ściśniętej w kącie.

- Nie widziałam nikogo. A sprawdzałeś może na górze przy salce gimnastycznej?- zasugerowała wzruszając ramionami. Chłopak skinął głową, zaciskając dłonie na poręczy. Dzielił ich tylko jeden poziom i już z takiej odległości dziewczyna mogła dostrzec szafirowe oczy swojego rozmówcy. W duchu zaczęła się modlić, żeby tym razem się nie zaczerwienić, co miała w zwyczaju robić dosłownie przy każdej rozmowie, niezależnie z kim ją przeprowadzała.

- Tam też pusto. – westchnął – No nic, poczekam tutaj. – powiedział, mocniej uczepiając się barierki i nieznacznie podciągając się ku górze, przerzucił przez nią nogi z gracją znajdując się na tej samej wysokości co blondynka.

- Właściwie to się nawet nie przedstawiłem. Jestem Luke. – uśmiechnął się ciepło starając się zatuszować swoją gafę i wyciągnął w jej stronę dłoń.

            Jej niebieskie oczy momentalnie się rozszerzyły, a z płuc uciekło prawie całe powietrze. Na ogół ludzie ją omijali i nie mieli w zwyczaju nawet prowadzić dłuższej rozmowy. Sama miała problem z przystosowaniem się do otoczenia i danej grupki ludzi, czego nie ułatwiali jej oni sami swoich na ogół obojętnym zachowaniem. A tutaj nagle staje przed nią znacznie wyższy chłopak, którego kojarzyła ze szkolnych korytarzy jako duszę towarzystwa i zaczyna z nią rozmowę na dodatek się przedstawiając. Poczuła jak jej policzki momentalnie różowieją.

- Melanie. Miło mi Cię poznać. – odwzajemniła uśmiech, podając szybko rękę.  Kiedy jego długie palce owinęły się wokół jej delikatnej dłoni nieznacznie nią potrząsnęła i zaraz po tym, by zaoszczędzić zbyt długiego dotyku, wyplątała się z jego uścisku.

            Kiedy ani jedno z nich nie raczyło się odezwać, panna Carrington ponownie złapała za długopis, usilnie starając sobie przypomnieć ostatni wątek poruszony w pisanej pracy. Hemmings natomiast zaczął przepakowywać swój plecak, wrzucając do niego kilka zeszytów, butelkę wody mineralnej, klucze i słuchawki. Po krótkim czasie dźwięk dopinającego się zamka rozbrzmiał w ich otoczeniu i blondyn z ciężkim westchnieniem odrzucił plecak pod nogi. Oparłszy się o chłodną powierzchnię ściany, z zaciekawieniem spojrzał na niebieskooką.

            Jej długie włosy opadały na okryte szarym swetrem ramiona, a kilka niesfornych kosmyków zsuwało się na twarz, drażniąc swoim dotykiem cerę i zasłaniając pole wiedzenia. Automatycznie odtrącała je za ucho, jednak proces ten powtarzał się co kilka chwil, na co chłopak uśmiechał się pod nosem. Długie rzęsy rozdzierały powietrze, a jasne tęczówki spoglądające spod nich wodziły za tekstem zapisanym w notesie.

- Kojarzę Cię nawet. – zaczął ochrypłym głosem, całkowicie zwracając na siebie uwagę Melanie.

- Och. Teraz nie wiem czy to dobrze czy nie. – odparła marszcząc czoło. Jej odpowiedź spotkała się z cichym chichotem Luke’a.

- Zakładasz, że źle Cię mogę postrzegać? – Drażnił się z nią. No jasne, że tak. Najlepiej podpuszczać nowopoznaną dziewczynę z problemem społecznym, której serce zaraz wyrwie się z piersi. W odpowiedzi uzyskał tylko wzruszenie ramionami.

- Tak naprawdę, to tylko znam Cię z widzenia. Mijamy się tylko na korytarzach i może na przystanku. – uspokoił ją zaraz, widząc paniczny wzrok dużych niebieskich oczu.

- Widzę, że mam tyle samo pojęcia o Tobie ile Ty o mnie. – zażartowała, na co ponownie zaśmiał się pod nosem.

- Co tam tak w ogóle bazgrasz? – zadał kolejne pytanie, kierując się czystą ciekawością. Panna Carrington spojrzała na notatnik spoczywający na jej kolanach i wsadzając między jego kartki długopis, przymknęła okładkę.

- To tylko esej na zajęcia. Kolejny w tym tygodniu, więc zaczyna mi brakować czasu na napisanie któregokolwiek. – poinformowała, odkładając notes na miejsce obok siebie.

- Zachciało się takie rozszerzenia, to teraz cierp ciało jakżeś chciało.

            Na te słowa zmrużyła powieki, posyłając mu gromiące spojrzenie. W jego policzku pojawiło się jedno wgłębienie, co nie uszło jej uwadze.

- Jak się do niczego innego nie nadaję, to co mam niby zrobić? – Bezradność w jej głosie była wyczuwalna, jednak wyrzucenie dłoni w powietrze spowodowało, że nie raziła aż tak bardzo.

- Dlaczego od razu zakładasz, że jesteś w czymś innym beznadziejna? Próbowałaś kiedyś?

- Uwierz, próbowałam i efekty są opłakalne. Lepiej dla wszystkich, żebym się od tego trzymała z daleka. – pokręciła głową i nagle poczuła, że jego spojrzenie staje się coraz bardziej intensywne. Nie wiedząc jak ma zareagować, spuściła wzrok na swoje splecione dłonie i nerwowo zaczęła bawić się smukłymi palcami.

- Bez przesady. Więcej wiary w siebie, Melanie. – pokrzepił ją, jednak nie podniósł na niej wzroku. Zawiesił go tylko na spoczywającej na barierce nodze.

- A wy jedziecie na jakieś zawody, czy tak dla poprawy formy macie trening? – Tym razem to ona zadała pytanie, przerywając ciszę, jaka ponownie między nimi zaległa.

- Sezon halowy się zaczyna i zaczynamy trenować. – odparł, a Mel dałaby sobie rękę uciąć, że na wzmiankę o piłce nożnej, jego niebieskie oczy się roziskrzyły.

            Ich rozmowę przerwał chłopak o ciemnych włosach, który wbiegł z impetem do sali. Poburzone od wysiłku fizycznego włosy sterczały na różne strony.

- Hemmings, tu jesteś! Wszędzie Cię szukaliśmy! – krzyknął do blondyna, powodując, że dwójka na trybunach, odwróciła się w jego stronę jak oparzona.

- Mogę powiedzieć to samo, Cal!- odkrzyknął powodując, że ściany zaczęły odbijać każde słowo. – Gdzie się u diabła wszyscy podziewaliście?

- Nie gadaj, tylko chodźże już! Rozgrzewkę kończymy!- ciemnowłosy machnął w stronę przyjaciela i odwrócił się w stronę z której przyszedł.

- Jak widzisz, muszę się zbierać. A skoro tutaj sama siedzisz, to chodź z nami. Tam na pewno nie będziesz się nudziła. – zaproponował, zabierając swoje rzeczy.

- Nie, dziękuję. Będę się już na zajęcia zbierała.

- Ale nawet dzwonka nie było. – zaoponował i jak na zawołanie po tych słowach rozbrzmiał drażniący dźwięk. Uniosła barki ku górze robiąc bezradną minę, a zaraz po tym zarzuciła na ramię plecak.

- Nie tym razem, Luke. – odpowiedziała spokojnie i wyminęła stojącego chłopaka. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że nie sięga mu nawet do ramion, co stopniowo zaczęło ją drażnić.

- W takim razie do zobaczenia, Mel.

            Skinęła głową i ruszyła w stronę wyjścia. Do samych drzwi odprowadzał ją wzrokiem, który odwrócił dopiero, kiedy dziewczyna na odchodne pomachała mu ze słabym uśmiechem.

 

~*~

            Chłodne popołudniowe słońce zaczynało chylić się ku linii horyzontu, kiedy Melanie opadła na przystankową ławkę, rzucając przy tym na nią swoją torbę. Po całym dniu w szkole i napisanych dwóch sprawdzianach miała absolutnie dość tego dnia i jedyne o czym myślała, to by znaleźć się w swoich czterech ścianach z ulubioną cytrynową herbatą oraz dobrą książką umilającą nadchodzący piątkowy wieczór. Spoglądnęła na ekran telefonu, który poinformował ją, że następny autobus do domu miała dopiero za ponad pół godziny. Gdyby nie to, że mieszkała całkowicie na obrzeżach Sydney, z miłą chęcią przespacerowałaby się do domu, co prawdopodobnie byłoby najlepszą alternatywą. Jednak w takim wypadku zmuszona była tkwić na brudnym przystanku z zapasem czasu, który ciągnął się bardzo opornie.

            Niebieskie tęczówki lustrowały kolejne światła samochodów mknące po ciemnym asfalcie do tego stopnia, że dopiero czyjaś ręka była w stanie przywrócić je do stanu kontaktowego.

- No proszę, znowu się spotykamy. – przywitał się Luke z wielki uśmiechem na twarzy. Dziewczyna wzdrygnęła się momentalnie, szybko odwracając się w jego stronę.

- Cześć! Nawet nie wiedziałam, że ktokolwiek będzie dzisiaj ze mną na przystanku. Zazwyczaj jestem sama.

- Musiałem zostać godzinę dłużej i takim oto sposobem zostałem Ci zesłany z nieba, żebyś tutaj sama nie tkwiła. – powiedział poważnie, na co Melanie cicho się zaśmiała.

- Jaki skromny. – prychnęła pod nosem i ponownie jej wzrok powędrował na wyświetlacz komórki. Robiła to już automatycznie, kiedy trzeba było czekać dłuższy czas na jakikolwiek transport do domu.

- O której masz autobus? – zapytał.

- Dopiero za pół godziny. – jęknęła, wykrzywiając usta w grymasie. – A Ty się lepie nie odzywaj, bo Tobie cały czas coś jeździ.

            To spostrzeżenie spotkało się z niemałym rechotem ze strony Luke’a.

- I o wilku mowa, to chyba Twój. – głową wskazała na nadjeżdżający bus, który zajeżdżał do małej zatoczki. Poczuła nagle lekki zawód, bo łudziła się, że jednak tym razem chłopak będzie zmuszony czekać tak długo jak ona. Zabiłoby to jej czas, bo przecież znacznie lepiej czeka się samemu niżeli w pojedynkę.

- Nie wsiadasz? – zapytała zdezorientowana, kiedy Hemmings w dalszym ciągu tkwił obok niej.

- Tak jak powiedziałaś, mi cały czas coś jedzie, dlatego też poczekam dzisiaj z Tobą. – uśmiechnął się w jej stronę, na co lekko otworzyła oczy. Zaczęła mieć lekkie wyrzuty sumienia, że zatrzymuje chłopaka, bo przecież równie dobrze mógł mieć tysiąc lepszych rzeczy do roboty niżeli siedzenie z nią na jednym z miejskich przystanków.

- Ojej, naprawdę nie musisz tego robi. – zaprotestowała szybko, widząc że ludzie zaczynają wsiadać do czekającego pojazdu.

- Ale chcę, okay? Koniec i kropka. – uciął jej argumenty jednym zdaniem. Jeszcze przez chwilę oboje wpatrywali się w odjeżdżający bus, który zaraz zniknął im z oczu za zakrętem. Na zabicie czasu zaczęli rozmawiać o najmniejszych błahostkach jakimi były przeżycia minionego dnia, plany na przerwę świąteczną czy też najprostsze zainteresowania.

            Melanie po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuła, że rozmowa z drugą osobą jej nie męczy i robi to nawet z ochotą. Na ogół ciężko jej było złapać jakiś wspólny język, dlatego też w trakcie rozmowy wtrącała ledwo trzy zdania, by resztę konwersacji przetrwać w milczeniu, przysłuchując się zdaniom wypowiadanym przez rozmówcę. Jednak takie duszenie chęci rozmowy niekorzystnie wpływało na jej osobowość, bowiem coraz częściej potrzebowała osoby, która wysłuchałaby jej najprostszych zmartwień czy też dylematów.  A Luke mimo tak krótkiej znajomości sprawiał wrażenie, że jest otwarty by choć w małym stopniu spełnić tę funkcję. Sam Hemmings czuł się wyśmienicie dobrze w towarzystwie blondynki. Dawno nie był tak swobodny w relacji z przedstawicielką płci przeciwnej, co było dla niego również miłą odmianą. Z Libby dawno nie wyglądało to tak jak powinno. W pewnym momencie rozmowy z panną Carrington przeszło mu przez myśl stwierdzenie, że jego związek go najzwyczajniej dusi. I od tamtej pory nieświadomie zaczynał porównywać niebieskooką Melanie do posiadającej duże, orzechowe oczy Libby.

- To mój. – przerwała nagle rozmowę dziewczyna, spinając głową w stronę nadjeżdżającego autobusu. – Miło było i naprawdę, dziękuję, że ze mną zostałeś. Bo przecież nie musiałeś. – uśmiechnęła się słabo, kiedy podniosła się z siedzenia i przez chwilę była mniej więcej na tej samej wysokości co Luke.

- Strasznie dużo dziękujesz i przepraszasz, wiesz? – zauważył również podnosząc się do pionu.

- Wiem, przepraszam… znaczy…. Tak wiem, że tego nadużywam, przeprasz… znaczy się…. Ugh… rozumiem, okay?- zaczęła się motać w swojej wypowiedzi, kończąc ją finalnie z frustracji pociągając za rękaw swojej bluzki. Na jej policzkach pojawiły się wypieki z czego była bardzo niezadowolona. Nie dość, że zaczęła wyglądać jak pomidor, to jeszcze nie potrafiła złożyć jednego porządnego zdania. Hemmings tylko się zaśmiał, uwydatniając przy tym dołeczek w prawym policzku.

- Na razie, Mel. – krzyknął za nią, gdy ustawiła się w kolejce po bilet.

- Jeszcze raz dzięku…

- Jedź już. – ponaglił ją, ponownie nie mogąc powstrzymać uśmiechu tar gnącego się na usta. Kiedy drzwi pojazdu zamknęły się, a on sam ruszył w drogę, chłopak jeszcze długo wodził za jego słabymi konturami w dalszym ciągu uśmiechając się jak głupi szczeniak.

 

~*~

            Świetlica schroniska młodzieżowego pękała w szwach. Głośna muzyka wydostawała się  głośników podpiętych po starego laptopa, a zgromadzone w pomieszczeniu nastolatki doskonale bawiły się na prowizorycznym parkiecie. Grono pedagogiczne postanowiło zorganizować zabawę taneczną, która miała kończyć szkolny wyjazd w góry. Plan był znakomity, a zaangażowanie wszystkich uczestników było wyjątkowo rzadko spotykane.

            Luke siedział przy jednym ze stolików i próbując złapać oddech po dziwacznym tanecznym show jakie zaprezentował wraz z kolegami chwilę wcześniej. W pewnej chwili przypomniał sobie, że przed udaniem się na parkiet wysłał sms-a do Libby i czym prędzej wyciągnął z kieszeni swojej kurtki czarny telefon. Opuszką palca odblokował ekran i nacisną widniejącą na nim kopertę. Szybko jednak się skrzywił czytając krótką, aczkolwiek dobitną odpowiedź.

- Co masz taką minę, hę? Znowu pokłóciłeś się z tą zołzą?

- Cal! Ona ma imię! – natychmiast oburzył się Hemmings, karcąc przyjaciela wzrokiem.

- Przepraszam, czyżbyś znowu miał konflikt wartości z panienką Libby? – zapytał ponownie, tym razem z bardzo poważną miną i namacalną ironią.

- Nawet mi nie mów. – jęknął w odpowiedzi. Rozglądnął się po całym pomieszczeniu, jednak nie mógł znaleźć osoby, o której pomyślał zaraz po przeczytaniu wiadomości. A dlaczego właściwie o niej pomyślał? Nie mógł to być ktoś inny? Chociażby właśnie Calum, albo którykolwiek z kumpli? Im dłużej się nad tym zastanawiał tym z większą desperacją omiatał świetlicę w poszukiwaniu blondynki. Po długim polowaniu, dostrzegł wreszcie przez szybę zarys jej sylwetki, która pochylała się nad barierką na zewnątrz budynku.

- Zaraz wrócę.  – poprosił przyjaciela i skierował się w stronę wyjścia, narzucając przy tym na ramiona ciepłą kurtkę.

            Gdy tylko szarpnął za metalową klamkę, w jego rozgrzane ciało uderzył chłód wczesnozimowego wieczoru. Mocniej otulił się nakryciem, po czym ruszył w stronę postaci schowanej w cieniu budynku.

- Co tak sama tutaj siedzisz? Nie bawisz się? – odezwał się nagle będąc jeszcze za jej plecami, co spowodowało że podskoczyła w miejscu. Podszedł bliżej opierając się ciałem o barierkę tuż obok Melanie. Swoim ruchem spowodował, że przesiąknięte jego zapachem powietrze musnęło delikatnie jej wychłodzoną twarz. Przymknęła ostrożnie oczy tym samym powodując, że każda komórka jej ciała zaczęła chłonąć przyjemną wonią.

- To raczej nie jest dla mnie. – mruknęła cicho, wypuszczając z ust ciepły oddech. Pokiwał głową, przyjmując zrozumiały wyraz twarzy.

- W sensie imprezy? – przytaknęła nieznacznie w dalszym ciągu wpatrując się w spowitą ciemnością przestrzeń.

- Imprezy, ludzie…

- Co masz na myśli ludzie? – dociekał, obracając się plecami do poręczy tak, że teraz miał pełny wgląd na jej twarz, która oświetlana była jedynie jasną poświatą księżyca.

- No wiesz… nie przepadam za ludźmi, albo może na odwrót… to oni nie przepadając za mną. Najzwyczajniej się ich boję. – dokończyła niemal szeptem.

            W głowie zaczął się mu układać obraz postaci Melanie, która unikała najmniejszego kontaktu z drugą osobą. Przeszło mu przez myśl, że nawet rozmowy mogą sprawiać jej trudność. W rzeczywistości blondynka chciała wyjść do ludzi i mieć z nimi jakikolwiek kontakt, jednak nie potrafiła przełamać samej siebie. Przebywanie w tłumie na jakiejś większej zabawie, bycie w centrum uwagi czy też przejście obok większej grupy osób sprawiało jej niesamowitą trudność, której nie mogła pokonać za żadne skarby.

- To znaczy…- zawahał się, przełykając głośno ślinę i spoglądając na nią szeroko otwartymi oczami. – To znaczy, że mnie też się boisz? – Po raz pierwszy spojrzała na niego, usilnie starając się pokonać gulę w gardle. Takie proste słowa uświadomiły jej własną daremność, powodując tym samym łzy w kącikach oczu.

- Możemy o tym nie rozmawiać, proszę? – poprosiła spokojnie. Widząc jej desperację przytaknął nieznacznie, cały czas uważnie śledząc jej wyraz twarzy. Melanie w duchu zaczęła dziękować, że dookoła jest ciemno, bo w przeciwnym razie Luke zauważyłby zaczerwienione od powstrzymywania łez oczy oraz wyraźne rumieńce na policzkach.

- Czyli nie ma opcji, żebyś weszła do środka? – zapytał zaczepnie szturchając jej ramię, by tylko pozbyć się jakiejkolwiek namiastki rozmowy, jaką odbyli kilka chwil wcześniej.

- Wejdę, nie ma problemu. Tylko jeszcze nie teraz. Zbyt dobrze jest mi tutaj, żebym się dusiła w świetlicy. – odparła, po raz pierwszy tego wieczoru się uśmiechając.

            Widząc jej kąciki uniesione ku górze, Hemmings poczuł jak wielki kamień spadał mu z serca. Gdzieś w podświadomości bowiem miał poczucie winy, że poruszył temat, który dotkliwie uderzał niebieskooką.

- W takim razie posiedzę z Tobą. Coby się tam nie dusić w środku – zażartował.

 

~*~

 

            Tłum ludzi zasiadających na widowni w hali sportowej był ogromny. Wszyscy bowiem czekali na rozpoczęcie półfinałowego meczu szkolnej drużyny piłki nożnej. Czarna czupryna podskakiwała w tłumie, próbując w jakikolwiek sposób dostać się bliżej boiska, by widzieć jakikolwiek fragment rozgrywek.

- No masz. Lepiej żeby ten mecz był czegokolwiek wart, bo nie uśmiecha mi się, że ruszyłam się do szkoły nawet w weekend, tracąc przy tym jeszcze kasę na autobus. – prychnęła zdenerwowana dziewczyna.

- Leila, uspokój się. Dlatego mówiłam, żeby lepiej zostać w domu. – odburknęła wlokąca się za nią Melanie.

-Po moim trupie! Nie będziesz ciągle w domu siedziała…. Przepraszam Pana bardzo…. Oooo, tu będzie idealnie. – stanęła na stopniach jednej z trybun, tak że bez problemu mogła obserwować przebieg spotkania. – Albo nie, chodź tam! – krzyknęła, jakby przyjaciółka stała dobre pięć metrów od niej.

- Nie musisz tak wrzeszczeć, bo stoję obok. A poza tym musim….

-Mel! – jakiś głos zza niej kazał jej się odwrócić. Kiedy to uczyniła z niemałymi problemami ze względu na ścisk, zobaczyła biegnącego w jej stronę Luke’a.

~~

Po kolejnej przebieżce wzdłuż linii boiska ciekawość Caluma nie zelżała mimo wyciłku fizycznego i z jeszcze większą determinacją zaczepił truchtającego obok przyjaciela.

-Teee, uważaj żebyś nie wleciał w drabinki, bo nie masz oczu dookoła głowy. – zaśmiał się ciężko oddychając. Na jego słowa, Luke przystanął w miejscu z premedytacją rozpoczynając kolejne ćwiczenia rozciągające.

- To powiesz mi kogo tak namiętnie wypatrujesz? – dopytywał Hood, który dobrze wiedział co stało za tym, że od dobrych kilkunastu minut Hemmings szczegółowo analizował kto pojawia się na widowni. Brązowooki mógł przysiąc, że jego przyjaciel dałby radę wymienić każdego, kto pojawił się w hali.

-Melanie. Szukam Melanie. – odpowiedział Luke, robiąc kolejne wymachy ramion.

Calum tylko jęknął pod nosem. Wiedział dokładnie jak wygląda sytuacja u blondyna, ze względu na to, że nie mieli przed sobą żadnych tajemnic. A nawet gdyby tak było, to chłopak był zbyt przewidywalny i za dużo dało się wyczytać z jego zachowania, żeby nie zroumieć pewnych spraw. Od samego początku brunet był przeciwny związkowi przyjaciela z Libby. Może tylko krótko na początku aprobował ich znajomość, jednak gdy to wszystko zaczęło się rozwijać w takim a nie innym kierunku, stanowczo był przeciw ich relacjom. Widział jak to wszystko gasi Luke’a, tym samym dając mu złudną nadzieję, że jeżeli sam coś zmieni, to wszystko się naprawi. Zdawał sobie dokładnie sprawę jaka była Libby i jak tyle razy kłamała w żywe oczy swojemu chłopakowi. Dlatego też ucieszył się, kiedy Hemmings powiedział mu, że poznał kogoś nowego. Tym kimś okazała się panna Carrington i prawdę mówiąc, Cal sam był ciekawy co z tego może wyniknąć. Widział bowiem, że przy niej niebieskooki jest sobą. Że rozmawia o wszystkim i o niczym z największą lekkością. Że spotkania nie są dla niego ciężarem i że na nowo zaczyna odżywać. Spodziewał się jednak, że jeżeli coś zaskoczy między tą dwójką, to jego przyjaciel zakończy pogrążający go związek i skupi się tylko i wyłącznie na niebieskookiej. Tak się jednak nie stało. Widział jak z dnia na dzień blondyn pogłębia swoją znajomość z Melanie tkwiąc w dalszym ciągu w innym związku. Luke najzwyczajniej zatajał przed nią prawdę, o której nie miała bladego pojęcia. Nie mogła bowiem znać Libby, ponieważ ta chodziła do innej szkoły. Calum zatem chciał aby jego przyjaciel jak najszybciej powiedział prawdę pannie Carrington lub też zakończył swoją ciągniętą na siłę relację z brązowowłosą panną Harrison. A najlepiej, żeby uczynił jedno i drugie.

-Musisz jej powiedzieć prawdę, Luke. – odezwał się na wdechu, żeby mieć to jak najszybciej za sobą. Niebieskie tęczówki błysnęły nagle, kierując się w stronę Hooda.

- Nie wiem o czym mówisz.

- No nie rób jaj, stary! Nie możesz tak dłużej okłamywać Melanie. Prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw. Albo ona sama to odkryje, albo ktoś jej powie. A pomyślałeś, co się stanie jak Libby dzisiaj tutaj przyjdzie i …

- Libby dzisiaj nie będzie. – przerwał mu Hemmings, który z obojętnością ponownie odwrócił twarz w stronę trybun. Z płuc Caluma wydobył się świst. – Napisała mi wiadomość, że nie da rady dzisiaj.

Nagle zapanowała między nimi cisza, której żaden z nich nie chciał przerwać.

- W takim razie chwilowo jesteś bezpieczny. Ale co będzie później? Już nie mówię tutaj o tej … przepraszam…. Zołzie, ale to jest nie w porządku względem Mel. – odezwał ponownie Cal, zaprzestając rozgrzewki. Oparł dłonie na biodrach w wyczekiwaniu na odpowiedź przyjaciela.

- O nią się nie martw. – uśmiechnął się Luke, który w tłumie wypatrzył blondynkę. Od tego momentu przywiązywał znikomą wagę do słów jakie wypowiadał Hood, skupiwszy się wyłącznie na śledzeniu jak jej drobna postać przepycha się między barczystymi mężczyznami ustawionymi w przejściu.

- Ale Luke, to jest poważna spra…

- Pomyślę o tym później. Naprawdę, nie powinieneś się tym tak przejmować. – poklepawszy brązowookiego po ramieniu skierował się w stronę dziewczyny wołając jej imię.

*

Dusząca cisza, wstrzymany oddech i nagle nieokiełznana wrzawa. Tak wyglądały ostatnie sekundy tego półfinałowego meczu. Po tym jak po podaniu Hemmingsa, jego kolega umieścił piłkę w siatce, rozległ się ostatni gwizdek kończący spotkanie. Radość była nie do opisania, co potwierdzały krzyki euforii na boisku, które mogły jedynie zwiastować późniejsze problemy z gardłem.

Melanie oglądała cały mecz z silnie zaciśniętymi kciukami, których nie puszczała nawet w najbardziej stresujących chwilach. Po ostatnim gwizdku rzuciła się na siedzącą obok Leilę, która w automatycznym odruchu odwzajemniła uścisk. Później już tylko stała jakby wyjęta z obrazka, patrząc na roześmianą twarz Luke’a, który wraz z przyjaciółmi na boisku cieszył się ze zwycięstwa. Przyłapała się na tym dopiero kiedy policzki zaczęły ją boleć od ciągłego rozciągania.

Po tradycyjnym wręczeniu nagrody zawodnika meczu, trybuny zaczęły pustoszeć. Ludzie grupami udawali się do domów bądź te do pobliskiej knajpy, by w jakiś spontaniczny sposób uccić zwycięstwo.

- Zbierajmy się. – powiedziała Leila, szturchając w bok przyjaciółkę. Schodząc z odpowiedniego sektora w drzwiach minęły jeszcze trenera, któremu krzyknęły skromne gratulacje i już miały kierować się do wyjścia głównego, kiedy usłyszały za sobą ciężkie kroki.

- Mel! – krzyknął zziajany Luke. Dziewczyny zatrzymały się w momencie odwracając się w stronę biegnącego chłopaka.

            Spojrzała na niego pełnego podziwu oczami, kiedy tak pochylał się przed nią, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Tak, była z niego dumna, chociaż sama nie wiedziała dlaczego. Dokonał czegoś o czym od dawna marzył i na co cały czas ciężko pracował, a świadomość jak bardzo mu na tym zależało dodatkowo sprawiała, że była pod ogromnym wrażeniem. I wyprostował się wreszcie całkowicie górując nad nią wzrostem. Jego czoło było jeszcze wilgotne po morderczym wysiłku, a jasne kosmyki włosów poburzone były w różnej strony. Delikatna cera naznaczona była ledwo widzialnym zarostem, a po ustach błąkał się szczery uśmiech. Jednak szczególną uwagę zwróciła na jego oczy, którym chciała się dłużej przyjrzeć, jednak nieśmiałość wzięła nad nią górę. Niebieskie tęczówki przybrały jaskrawy kolor, w którym nie można było dostrzec ani odrobinki zmartwienia. Przepełnione były tylko czystym szczęściem. Właśnie, szczęściem… szczęściem, z którym było mu wyjątkowo do twarzy.

- Mamy finał! Rozumiesz? – zawołał uradowany, na co tylko szeroko się uśmiechnęła. Kilka osób stojących na korytarzu odwróciło się w ich stronę.

- Wiem, wiem! I gratuluję, bo naprawdę zasłużyliście na to. Wszyscy razem i każdy z osobna.

- Nawet nie wiesz jaki jestem szczęśliwy, Mel! – na te słowa oplótł dziewczynę w pasie, obracając kilka razy dookoła siebie. Momentalnie się spięła, ponieważ nie była przyzwyczajona do tak nagłego dotyku, jednak kiedy wczuła jak protekcjonalne są jego ramiona, rozluźniła swoje mięśnie. Kiedy  tak wirowała w jego objęciach, z  całych sił starała się nie piszczeć, przez co zasłoniła twarz dłońmi, chowając ją w zagłębieniu jego szyi. Zapach jego skóry intensywnie przeniknął jej nozdrza, przez co jej policzki momentalnie się zaczerwieniły.

            Po kilku obrotach odstawił ją wreszcie na ziemi, jednak ona nie była w stanie w żaden sposób zareagować. Posłała mu tylko lekko zawstydzony uśmiech, zaplatając swoje palce.

- Ja również gratuluję, Luke. Nie znam się na tych sportowych pierdołach i przyznaję, że pierwszą połowę kibicowałam złej drużynie, ale mimo wszystko… świetna robota. – zaśmiała się dźwięcznie Leila, która przyglądała się rozgrywanej przed chwilą scenie z niemałym szokiem.

~*~

            Piątkowy ruch uliczny dawał się we znaki, kiedy korek samochodowy opóźniał przyjazd najwcześniejszych autobusów już o dobre piętnaście minut.

-Nie będziesz chyba czekała na swój kurs, prawda? – zapytał ostrożnie Luke, opierając się plecami o ścianę przystanku z nogami wysuniętymi przed siebie.

- A mam jakieś inne wyjście? – jęknęła Melanie, która w tę i z powrotem przechadzała się przed chłopakiem, starając się w jakiś sposób zatuszować swoje zdenerwowanie, spowodowane  świadomością, że w domu przy dobrych wiatrach będzie dopiero za półtorej godziny.

- Pojedziesz do mnie. – poinformował ją, po czym wstał z ziemi, widząc mozolnie zbliżający się autobus.

- Chyba oszalałeś. – zakpiła, stając w miejscu. – Nie będę Ci przecież zawracała głowy. A z resztą w takim razie nie będę miała jak się dostać z powrotem do domu. – zaargumentowała, załamując z bezradności ręce.

- Odwiozę Cię przecież do domu.

            Propozycja wydawała się wyjątkowo kusząca, ze względu na to, że nie uśmiechała jej się wizja spędzenie kolejnego piątkowego wieczoru na bezcelowym przeglądaniu głupich stron internetowych, które całkowicie niszczyły jej psychikę. Jednak nie chciała przytakiwać, ze względu na to, że obawiała się czy rzeczywiście nie będzie przeszkadzała ani Luke’owi ani też jego rodzinie.

- Nie wiem czy to jest dobry pomysł. – zawahała się głośno, patrząc jak autobus zajeżdża pod przystanek.

- Masz, rację. To nie jest dobry pomysł. To jest świetny pomysł. – zaśmiał się, wpychając jej opierające się ciało do pojazdu.

            Skutki godzin szczytowych dawały się we znaki również w przepchanym autobusie, w którym ledwo można było znaleźć miejsce, by stanąć na dwóch nogach. Wolnych miejsc niemal wcale nie przybywało, ponieważ na miejsce osób, które wysiadały zaraz pojawiały się kolejne. Dodatkowo komfort podróży całkowicie psuło duszące powietrze z pomieszanymi zapachami różnych perfum.

            Luke miał niewielki problem z wyprostowaniem się, ponieważ kiedy to zrobił sięgał równo sufitu i z każdym wybojem na drodze z impetem w niego uderzał. Powodowało to niemały śmiech u Melanie, która w tym aspekcie nie mogła narzekać na większe komplikacje. Stała jednak w tak niefortunnym miejscu, że nie miała się czego złapać i z każdym zakrętem targana była we wszystkie strony. Dodatkowo ludzie pchający się ku wyjściu ciskali nią nieostrożnie, prze co również ciężko jej było utrzymać równowagę. Widząc, to Luke złapał ją za przedramię, przyciągając do swojej klatki piersiowej, by mogła wreszcie ustabilizować swoją pozycję i wreszcie żeby nie stanowiła dla innych pachołka do przestawiania.

- Chodź tu. - wymamrotał, kiedy ostrożnie przywarła do jego ciała. Automatycznie owinęła swoje ramię wokół niego, wyczuwając jak podczas każdego szarpnięcia mięśnie pod jego koszulką się naprężają. Nie sięgała mu nawet do szyi, więc zmuszona była zanurzyć twarz w połach ciemnego materiału, który pachniał nim.

            Nie wiedziała co się z nią stało, że poddała się mu tak łatwo i pozwoliła na takie zbliżenie, jednak w tamtej chwili nie obchodził ją osłabiony w tym wypadku dystans do ludzi, ani też bliskość Luke’a, której świadkami byli pasażerowie. Skupiła się tylko i wyłącznie na nim. Oh, i może jeszcze na swoim sercu, które o mało nie pogruchotało jej żeber. Hemmings natomiast jedną ręką trzymał się drążka, a drugą asekurował dziewczynę w talii. Musiał lekko schylić brodę, by móc ją oprzeć na czubku jej głowy. Na ustach pojawił się niewyraźny uśmiech, kiedy poczuł zapach łopianu, który tańczył na pasmach jasnych włosów Melanie. Niebieskie tęczówki cały czas wpatrywały się przed siebie, śledząc uważnie pokonywaną drogę, by w razie zakrętu móc mocniej zacieśnić uścisk wokół ciałka dziewczyny. Czuł jej ciepły oddech przez cienką koszulkę, a także silne uderzenia małej pompki schowanej pod mostkiem.

            Kiedy dotarli do domu Luke’a, chłopak zaraz udał się do swojego pokoju, by poszukać pudełka z filmami, w którym rzekomo mieli coś znaleźć na to popołudnie. Zostawił Melanie przy kuchennym stole, obiecując że wróci za kilka minut. Blondynka siedziała na wysokim barowym krześle, wpatrując się uparcie w swoje splątane dłonie, których drżenie zdradzało zdenerwowanie. Po przekroczeniu progu wejściowego, poczuła się bowiem jak nieproszony gość i dalej utwierdzała się w przekonaniu, że będzie tylko przeszkadzała.

            Nagle drzwi wejściowe trzasnęły i usłyszała małe zamieszanie w przedpokoju, które stopniowo przemieszczało się w jej kierunku. Natychmiast wstała z miejsca, kiedy w kuchni pojawiła się średniego wzrostu kobieta o jasnych włosach, obładowana zakupami do granic możliwości.

- Och… nie wiedziałam, że ktoś będzie w domu. – powiedziała zza wielkich toreb z niemałym szokiem.

- Dzień dobry. Ja jestem Melanie. – szybko się przedstawiła, podchodząc do kobiety i odbierając od niej część artykułów.

- Dziękuję Ci bardzo. Myślałam, że nie dotrę do domu. – odparła kobieta, oddychając głęboko. – Wnioskuję, że jesteś koleżanką Luke’a – stwierdziła ostrożnie, na co panna Carrington przytaknęła – Ja jestem jego mamą. Mów mi Liz. – uścisnęła kruchą dłoń dziewczyny z ciepłym uśmiechem.

- Miło mi poznać. Może coś pani pomogę? – zaoferowała zaraz Mel, wskazując na zakupy, na co pani Hemmings pokręciła przecząco głową.

- O nie, kochanie. Ty sobie spokojnie siedź, a ja się wszystkim zajmę.

            Posłusznie wykonała polecenia, wdrapując się ponownie na stołek i wodząc wzrokiem jak Liz lawiruje między szafkami, otwierając coraz to inne drzwiczki.

- Szczerze mówią, chyba o Tobie jeszcze nie słyszałam. W sumie Luke teraz rzadko opowiada o swoich znajomych, sama nie wiem dlaczego. Nawet o Libby nic nie wspomina. A szkoda, bo lubiłam bardzo jak to robił. Przypominałam sobie moje początki. Taki rozmarzony się wydawał i chodził zakręcony gorzej jak świderek. Miałam z nią kontakt może trzy razy. Chciałam się do niej w pełni przekonać, ale mimo że była bardzo miła, nie potrafiłam tego w pełni zrobić. Może Ty mi coś o niej opowiesz, żeby mi się to wreszcie udało. – Liz odwróciła się do dziewczyny twarzą, stając po przeciwnej stronie blatu i wyciągając warzywa z reklamówki.

- Przepraszam, ale nie mam pojęcia kto to Libby. – odparła zbita z tropu Melanie, która czuła się co najmniej niezręcznie słuchając o rzekomo tak wspaniałej koleżance Luke’a.

- Och, Libby to przecież d…

- Mamo!? – krzyknął Hemmings, wyłaniając się zza rogu. – Nie wiedziałem, że wrócisz tak wcześniej.

            Blondyn podszedł do mamy całując ją w policzek i obchodząc wysepkę dookoła, stanął obok Melanie.

- Widzę, że się już poznałyście. – słabo się uśmiechnął, ponieważ mało brakowało, a wszystko wyszłoby na jaw. – W takim razie, chodź Mel. Znalazłem jakiś horror.

- Tylko nie horror, proszę Cię. Zniosę wszystko, tylko nie to. – jęknęła panna Carrington, otwierając przy tym szerzej oczy.

- Tylko żartowałem. Jakaś fantastyka czy coś. – pocieszył ją, ciągnąc w stronę salonu. – Gdzie ludzi nawiedzają duchy obcinające głowy.

- Luke! – krzyknęły jednocześnie, powodując że chłopak tylko się zaśmiał.

~*~

            Życie na szkolnym korytarzu toczyło się własnym tokiem, kiedy Melanie wraz z kolegami z klasy zajmowała jeden ze stolików ustawionych przy ścianie. Ktoś otwierał szafkę, inna osoba opuszczała sale lekcyjną, a jeszcze ktoś inny wracał ze szkolnego sklepiku, obładowany drożdżówkami. Oni natomiast czekając na zajęcia, zebrali się w grupę, opowiadając o planach na nadchodzącą wycieczkę.

- Byłbym zapomniał, Mel. Gratulacje! – odezwał się Rob, który dopiero co przypomniał sobie, że koleżanka zajęła drugie miejsce w jednym z konkursów, tym samym zapewniając sobie wycieczkę do Nowej Zelandii.

            Na samą wzmiankę o tym wydarzeniu, Melanie czuła się dziwnie nieswojo. Nie chciała bowiem, żeby wiedziało o tym tak wiele osób.

- Dziękuję. – skinęła głową, przyjmując gratulacje. Przeklęła w duchu swoje policzki, która zaczęły ponownie palić i posłała koledze ciepły uśmiech.

- Ładne jaja. Napisałaś pracę i teraz Cię Nowa Zelandia czeka. To jak bajka! – zachwyciła się siedząc obok koleżanka.

- Sama nie mogę w to uwierzyć. – odparła dziewczyna, kręcąc lekko głową.

- Dobra, już się tym tak nie unoś. – warknął jeden z chłopaków, którego zaraz skarciła pozostała część klasy.

            Melanie poczuła wielki ściska w gardle i dziwne pieczenie w kącikach oczu. Nienawidziła, że reaguje tak na tego typu odzywki, które notabene nic ze sobą nie niosły.

- Tak, pewnie. Nieważne. – szepnęła szybko zbierając swoją torbę i wstając od stolika. Dlatego właśnie nie lubiła kiedy większa ilość osób wiedziała o jej sukcesie. Zawsze w takich wypadkach powstają przecież akty zazdrości, uszczypliwe komentarze, czy też powątpiewanie, czy aby na pewno słusznie dana osoba coś osiągnęła. Ludzie zaczynają osądzać i interesować się tym czym nie powinni, udzielając się w dziedzinach o których nie mają bladego pojęcia. Zaczynają zwracać większą uwagę na mech oblepiający dachówki domu sąsiada, niżeli na pożar we własnym mieszkaniu.

Przemierzając w pośpiechu szkolny korytarz, Melanie nagle zderzyła się z idącą z naprzeciwka osobą.

- Przepraszam. – bąknęła, nie chcąc podnosić wzroku i jak najszybciej wyminęła delikwenta.

- Hej, nie przejmuj się nim. – Ciepły głos Luke, owiał je twarz, na co uniosła w górę oczy. Przeszklone tęczówki błysnęły w świetle lampy. – Nie mów, że będziesz płakać. – zaśmiał się chłopak, chcąc rozluźnić sytuację. Kiwnęła tylko głową, czując że dłużej nie uda jej się powstrzymywać łez.

- Ja tak zawsze mam. Z byle powodu chce mi się wyć, więc to żadna nowość. – chlipnęła, przechodząc w rzadko odwiedzany zaułek szkoły, chcąc tym samy uniknąć palącego wzroku Hemmingsa. Zawsze była bezbronna wobec nadmiaru emocji jakie kotłowały się w jej wnętrzu i zawsze dawały o sobie znać w znacznie większym natężeniu.

- Niepotrzebnie się tym tak zamartwiasz. Ten pajac Ci tylko zazdrości i to wszystko.

- Ale poważnie, Luke. – spojrzała na niego, wycierając mokrą strużkę. – Czy ja nigdy nie będę mogła czegoś zrobić, żeby ludzie mnie nie potępiali? Mam przepraszać, bo mi  się raz w życiu udało coś osiągnąć? Jestem wyjątkiem, że wszyscy tak zawsze reagują? Atakują słowem albo wyśmiewają. A ja też bym chciała chociaż raz coś osiągnąć. – dokończyła łamiącym się głosem, odwracając twarz, by nie musiał patrzyć na nią w takiej rozsypce. Już wystarczająco się przed nim obnażała, pokazując chwilę słabości i łzy.

            Sięgnął dłonią do swoich włosów, pociągając za ich końcówki i oddychając głęboko. Zwilżył czubkiem języka wargi, po czym pociągając za jej łokieć, zamknął Melanie w szczelnym uścisku.

- Każdy zasługuje na szczęście, Mel. I nikt Ci tego nie może zabronić.

 

~*~

            Jasne tęczówki Leili wychylały się zza białego kubka napełnionego gorącą kawą. Uważnie lustrowała nimi wychyloną ku słońcu twarz przyjaciółki. Obie spędzały niedzielne popołudnie w ogrodzie Melanie, gdzie według planu miały uczyć się do kolejnego sprawdzianu z fizyki. Wyszło jednak jak zawsze. Zamiast czytać kolejne regułki, znalazły milion innych, bardziej ciekawych tematów, które koniecznie trzeba było omówić.

- Dawno Cię takiej nie widziałam. – mruknęła brunetka, odstawiając porcelanowe naczynie, po cym oparła się łokciami o drewniany blat.

- Słucham? – zapytała Mel, przekrzywiając twarz w stronę przyjaciółki, mrużąc jednocześnie oczy przed natarczywymi promieniami słońca.

- Dawno nie widziałam Cię takiej szczęśliwej. Aż miło mi się robi, kiedy wreszcie częściej się uśmiechasz, a nie płaczesz. – Na te słowa panna Carrington pokiwała speszona głową, przenosząc spojrzenie na rosnącą kilka metrów dalej azalię.

            Leila wiedziała co mówi i była w pełni przekonana, że coś ważnego zaczyna się dziać w życiu blondynki. Do tej pory często chodziła zamyślona oraz przygnębiona, a z byle powodu z jej oczu skapywały krystaliczne łzy. Nie lubiła patrzyć na nią w takim stanie, wiedząc że na dobrą sprawę nie może jej pomóc. Bo miała taki charakter i nic nie dało rady tego zmienić. Od kilku miesięcy jednak coś drgnęło i twarz blondynki częściej gościła uśmiech. Niebieskie oczy nie były już matowe, tylko iskrzyły się nieznaną radością, której wcześniej próżno było wypatrywać.

- Czy Ty się przez przypadek nie zakochałaś, Mel? – zapytała ponownie, co spowodowało, że z gardła Melanie wydobył się dźwięczny śmiech.

- O nie, nie, nie. Ja się przecież nie zakochuję. Daleko mi do tego. – prychnęła pod nosem.

- Ale przecież Luke. – przyjaciółka nie odpuszczała, wyraźnie sugerując co jest powodem tak nagłej zmiany.

- Luke to Luke, a fizyka jądrowa to fizyka jądrowa. Sama nie przecież nie nauczy. – ucięła niezręczną rozmowę, dopijając zimną już kawę.

- Skoro tak uważasz.

            Leila skupiła się na swoim zeszycie, gdzie znajdowały się same obliczenia, jednak mimo pięciu minut, które upłynęły, nie przeczytała ani jednej linijki. Podniosła głowę w lekkim zamyśleniu, spoglądając jak blondynka przepisuje kolejne równania.

- Ale wydaje mi się, że Luke byłby dla Ciebie dobry. – Melanie pokiwała tylko głową, udając że nie usłyszała tej uwagi.

- A może jednak…

 

~*~

            Parkowe alejki omiatane były lekkim wiatrem, jaki tego dnia zawitał do Sydney. Zielone liście szumiały pod wpływem ciepłego oddechu, dając możliwość promieniom słońca na przebicie się przez korony drzew. Jasne smugi światła, powstałe w ten sposób,  migały na betonowym deptaku oświetlając jego fragmenty.

            Przyjemna atmosfera niestety nie udzielała się dwójce ludzie, siedzących na ławce. Mimo złości Libby, Luke e wszystkich sił starał się zachować spokój, pocierając jej dłoń.

- I nawet Cię w sobotę nie było! – warknęła, spoglądając na chłopaka spod wpół przymkniętych powiek.

- Przecież miałem mecz. – odpowiedział. Wściekłość zaczynała stopniowo wrzeć w jego żyłach, a przecież Lucas był osobą, którą ciężko było wyprowadzić z równowagi.

- Ah… no racja. Zapomniałam. – Harrison zaciągnęła się powietrzem, zauważając gafę jaką popełniła. – Ale to nie zmienia faktu, że czy tak i tak mnie olewasz. Przez to w tamten piątek utknęłam s a m a w domu.

- Osobiście mi powiedziałaś, że nie chcesz żebym szedł razem z Tobą na tę piątkową zabawę! – zaoponował, odrywając dłoń od jej skóry. Karmelowe tęczówki błysnęły niebezpiecznie

- Naprawdę nie wiem co się z Tobą dzieje, Luke. Zniosłam to, że ostatnio nie odbierałeś telefonu…

- Bo miałem trening – wtrącił się, ale ona to całkowicie zignorowała.

- Ale tego, że wciskasz mi coś, czego nie powiedziałam zmieniając całkowicie bieg sprawy już nie przetrawię.

            Na te słowa zerwał się z ławki jak oparzony, czując jak pod wpływem złości zaczyna go piec kark.

- O nie, Libby. To Ty tu coś kręcisz, bo w ten sam wieczór dzwoniłem do Twojego domu, bo ode mnie nie raczyłaś odebrać, a nie wiedziałem czy ostatecznie poszłaś czy nie. Odebrała Twoja mama i wiesz co mi powiedziała? Że poszłaś z Benem!- zaoponował, wyrzucając dłonie w powietrze. Szatynka podniosła się do pionu, podchodząc do chłopaka i zarzucając mu dłonie na szyję. Czuła jak jego skóra pali ze złości, a urywany oddech odbija się od jej policzka.

- Sugerujesz coś? – zapytała, unosząc brwi i z wielką bezczelnością pocałowała chłopaka w usta.

- Nie. Przepraszam. – odparł szeptem, kiedy oderwała od niego swoje wargi.

- Wiesz co? Póki co mam gdzieś Twoje przeprosiny.  Wal się, Hemmings. – warknęła, po czym bez słowa pożegnania skierowała się w stronę wielkiej bramy.

~*~

            Pod wpływem złości nie wiedział jak się zachować. Był zły na samego siebie za swój wybuch  w parku, ale również był wściekły na Libby, widząc do czego się już zdążyła posunąć. Kłamała w żywe oczy, mimo że widziała, że Luke zna prawdziwe wydarzenia. Sam zresztą nie był lepszy. Przez cały czas okłamywał Melanie, która odróżnieniu do blondyna była w o tyle gorszej sytuacji, że nawet nie znała brązowookiej. A przecież znacznie inaczej słucha się kłamstwa, kiedy znasz prawdę, a jeszcze inaczej kiedy druga osoba bez najmniejszych ogródek kłamie Cię obłudą. Nie wiedział w jaki sposób dotarł pod mały, ceglany dom, ale nim zdążył się zorientować, nacisnął dzwonek.

            Drażniąca melodyjka zmusiła Melanie do wyplątania nóg z niebieskiego koca i odstawienia na szafkę nocną czytanej książki. Z cichym westchnieniem wstała z łóżka, wlokąc pokurczone ciało do drzwi. Otworzyła drewnianą powłokę i jej oczom ukazał się Luke, który mimo że stał stopień niżej i tak górował nad nią wzrostem. Jego włosy niedbale wsunięte były pod kaptur bluzy, a niebieskie oczy jakby straciły swój blask.

- Luke? Wszystko okay? – zapytała niepewnie, otwierając szczerzej drzwi.

- Przejdziemy się? – odpowiedział pytaniem na pytanie, a w jego głosie czuć było desperację. Skinęła głową, po czym schowała się w środku by zarzucić na ramiona skórzaną kurtkę.

            Szli ramię w ramię po promenadzie pokrytej drobinkami piasku. Błękitne fale oceanu tym razem były bardziej wzburzone, a sól niesiona przez wiatr z większą częstotliwością osiadała na ich twarzach. Chłodne podmuchy głaskały ich policzki, powodując ich zarumienienie się. Słońce powoli zbliżało się w stronę horyzontu zostawiając po sobie pomarańczowe pasma na krystalicznym niebie. Kiedy zeszli na plażę, chłodny piach zatopił ich stopy, jednak nie zatrzymali się. Z każdą minutą byli bliżej brzegu obmywanego przez pieniące się, słone jęzory.

- Jesteś pewien, że nic Ci nie ma? – zapytała ostrożnie Melanie kolejny raz podczas tego spaceru, na co Luke z uśmiechem na twarzy przytaknął.

- Chciałem tylko się z Tobą zobaczyć przed jutrzejszym wylotem, bo przecież nie będzie Cię tydzień.

            Otworzyła szeroko oczy, jednak nie spojrzała na niego. W dalszym ciągu smagała bosymi stopami po chłodnym brzegu. Wiatr rozwiewał jej jasne kosmyki włosów, powodując że co chwila musiała zakładać poburzone pukle za ucho.

- Szczerze mówiąc, będę za Tobą tęsknić. – stwierdził chłopak, wkładając dłonie do kieszeni. Nie wiedział co nim pokierowało, żeby wypowiedzieć te słowa i szybko ugryzł się w język, jednak było już za późno. W tym momencie cieszył się, że Mel ma taki charakter i tego typu wyznania mogą jedynie ją speszyć i sprawić, że się zarumieni.

- Och. – wyrwało  się z jej ust, kiedy spojrzała na jego skąpaną w słońcu twarz. Szeroki uśmiech gościł na jego twarzy, a prawy policzek eksponował duże wgłębienie. – To chyba niemożliwe, Luke. Za mną nikt nie tęskni. – zaśmiała się, otulając się ramionami.

- W takim razie jesteś w błędzie.

             Zapadła między nimi cisza, którą wypełniał szum fal i skrzek mew latających nad głowami. Blond włosy błąkały się po jej twarzy, jednak nie była w stanie ich odgarnąć, ze względu na intensywność z jaką wpatrywały się w nią tęczówki Luke’a. Chłopak nieznacznie zbliżył się do niej, długimi palcami muskając jej ramię. Poczuła mrowienie w tamtym miejscu, które stopniowo zaczęło rozprzestrzeniać się po jej ciele. Z każdą chwilą, coraz więcej powietrza uchodziło z jej ust i była pewna, że dłużej tak nie wytrzyma. Hemmings z uwagą obserwował jej zastygłą twarz i niepewnie spoglądające na niego oczy. Owiał jej twarz swoim miętowym oddechem i z lekkim uśmiechem zauważył jak momentalnie zachłysnęła się powietrzem.

            Dźwięk telefonu wydobywający się z jego kieszeni sprawił, że Melanie w momencie odwróciła wzrok wpatrując się w linię horyzontu. Kiedy jednak w przeciągu kilku sekund w dalszym ciągu urządzenie dzwoniło, spojrzała pytająco na chłopaka.

- Nie odbierzesz? – Luke ponowie spuścił wzrok na ekran telefonu, gdzie wyświetlało się zdjęcie Libby i schował urządzenie do kieszeni.

- Nie. To nikt ważny.

~*~

            Z wyjątkową niechęcią wspinała się po szkolnych schodach z plecakiem zawieszonym na ramieniu. Miała jeszcze godzinę do lekcji, jednak skorzystała z propozycji mamy, która zaoszczędziła córce przeprawy komunikacją miejską. Kiedy dotarła wreszcie na ostatnie piętro z korytarz był prawie pusty i już tylko nieliczni pozostali udawali się do klas. Stanęła na przeciwko szafki modląc się, by tym razem udało się ją otworzyć bez większych problemów. Zawsze bowiem się zacinała i Melanie musiała spędzić przy niej dobre kilka minut, by dostać się do swoich rzeczy.

- Mel! – usłyszała i już po chwili ledwo co otworzone drzwiczki zamknęły się z trzaskiem, a przed nią wyrósł niczym z podziemi Hemmings. Przytulił ją z całej siły, kiwając jej zszokowaną postacią na różne strony. – Nie wiedziałem, że już wróciłaś. O matko, i jak było? Nawet nie wiesz jak mi Cię brakowało! – zaczął, na co dziewczyna cicho zachichotała pod nosem.

- Wróciłam wczoraj rano. Było naprawdę świetnie.

            Wypuścił ją wreszcie z objęć, pozwalając by złapał trochę powietrza.

- Hemmings, ruszaj cztery litery i na trening jazda! – krzyknął jeden z kolegów, czekając z resztą drużyny przy schodach. Melanie nie zdawała sobie wcześniej sprawy, że ktoś obserwuje tę ich wyjątkowo wylewną scenę powitania i na samą myśl o tym, zrobiło jej się słabo.

- Już idę, chłopaki! – odkrzyknął blondyn, po czym schylił się na wysokość panny Carrington.

- Złapię Cię później i mi wszystko opowiesz.

- Idź już, bo Cię zaraz zjedzą. – zaśmiała się, popychając go w stronę czekających znajomych. Zawtórował jej, ruszając w ich stronę, jeszcze kilka razy oglądając się przez ramię.

- Dalej jej nie powiedziałeś, prawda? – zapytał z wyrzutem Calum, kiedy już wszyscy znaleźli się w szatni. Odwrócony tyłem Luke, zaczął mamrotać coś pod nosem przez przeciąganą prze szyję koszulkę, po czym odwrócił się wreszcie do przyjaciela, nie skupiając na nim większej uwagi.

- Skąd wiesz, że tego nie zrobiłem? – odparł jakby od niechcenia, co spotkało się z prychnięciem ze strony Hooda.

- Bo gdybyś to zrobił, to by już z Tobą nie rozmawiała. – klepnął w ramię blondyna, po czym nie odwracając się ruszył na boisko.

~*~

Niewyraźny obraz na ekranie laptopa przedstawiał buszującą a morzu bluzek Leilą, która co chwilę odrzucała na bok kolejne skrawki materiału. Siedząca przed urządzeniem Melanie, co chwila spoglądała na załamaną przyjaciółkę, która szukała odpowiedniego stroju na dzisiejszą imprezę. Znudzona przejechała pędzelkiem po swoim paznokciu pozostawiając na nim beżowy lakier.

- Która? – zapytała zmachana brunetka, pokazując do kamerki dwie bluzki. Niebieskooka spojrzała na monitor, po czym po chwili zastanowienia odparła:

- Granatowa.

- Serio?

- To po co mnie pytasz? – jęknęła, wznosząc oczy ku niebu.

- Dobra, biorę tę. – Leila zamachala wybranym ciuchem, po czym zniknęła z pola widzenia, wychodząc po kilku minutach w pełni przebrana.

- Na pewno masz plany na ten wieczór? – zapytała, wyciągając  kosmetyczki tusz to rzęs.

- Yup, kot, czekolada i jakiś film. – wzruszyła ramionami dziewczyna, na co została zgromiona prze przyjaciółkę.

- Zostałabym, ale sama wiesz…

- Nie wygłupiaj się. To przecież urodziny Twojej kuzynki. A teraz leć, bo się spóźnisz. Udanej zabawy! – pomachala Leili, na co ta szeroko się uśmiechnęła.

- Dziękuję!

- I żebym nie musiała Cię po fosach szukać! – zażartowała. Brunetka klepnęła się tylko w głowę, po czym zakończyła rozmowę. Na ekranie wyświetliło się podsumowanie rozmowy i Melanie zdała sobie sprawę, że tego wieczoru została zupełnie sama.

            Udała się do kuchni, po czym wyciągnęła z zamrażarki pudełko śmietankowych lodów. Już miała nakładać słodkości na talerzyk, kiedy leżący na blacie telefon powiadomił ją o nowej wiadomości.

Od: Luke

Odebrano: 19:24

Widziałaś kiedyś morze gwiazd na ziemi?

 

Do: Luke

Wysłano: 19:27

Chyba nie wiem o co Ci chodzi.

 

Od: Luke

Odebrano: 19:30

Bądź za dziesięć minut przed domem. I ubierz się ciepło.

 

Do: Luke

Wysłano: 19:32

Powiesz mi o co chodzi?

 

            Brak odpowiedzi. Spojrzała na zegarek i biegiem udała się do swojego pokoju, wyciągając z szafki przetarte jeansy i grubą bluzę. Na stopach zawiązała białe trampki. Wsunęła jeszcze telefon do kieszeni i zamykając wszystkie okna, była gotowa do wyjścia.

            Tak jak obiecał, Luke czekał na nią przed jej domem.

- Zapomniałem zapytać, czy nie będziesz miała problemu z rodzicami. – skrzywił się wypowiadając to zdanie.

- Są na weselu. – wzruszyła ramionami, po czym założyła dłonie na piersi uważnie skanując jego okraszoną zawadiackim uśmiechem twarz. – Więc?

- Czy Ty musisz być taka ciekawa? Wsiadaj, a się dowiesz o co chodzi. – obszedł pojazd, po czym otworzył jej drzwi. Wdrapała się na miejsce pasażera, przypinając się pasem.

            Jechali dobre pół godziny z czego jeszcze dziesięć minut przeznaczyli na zakup gorącej czekolady na jednej ze stacji paliw. Dość głośno grające radio powodowało, że oboje nucili puszczane hity kiwając się przy tym na wszystkie strony. Nagle Luke zatrzymał samochód, a Melanie przywarła do szyby orientując się, gdzie ją wywiózł. Nie poznawała tej okolicy. Wieczór uniemożliwiał jej dostrzeżenie jakiegokolwiek znajomego punktu, a wysokie drzewa po prawej stronie całkowicie zbijały ją z tropu.

- Nie chcesz mnie zamordować, zgwałcić ani nic z tych rzeczy? – zapytała z pełną powagą, odwracając się w jego stronę, na co on posłał jej kpiące spojrzenie. Poszła w jego ślady, otwierając drzwi i wyskakując na żwirową nawierzchnię. Nie wiedząc co ma robić, ruszyła w krok za Hemmingsem, który bez słowa podążał w stronę jedynej, pustej przestrzeni jaka znajdowała się w tym miejscu. Kiedy stanęła obok niego jej oczom ukazało się całe miasto migoczące tysiącem punkcików. Wysokie biurowce jarzyły się żółtymi światłami, a gmach Opery znacząco wyróżniał się spośród wszystkich budynków. Spokojna woda zatoki skąpana była w strugach wszystkich lamp, zmieniając co chwila odcienie.

- Rzeczywiście morze gwiazd. – szepnęła nie mogąc wyjść z zachwytu, kiedy z niewielkiego wzniesienia podziwiali panoramę miasta. Po chwili Luke wręczył jej kubek z gorącą czekoladą, który momentalnie objęła chłodnymi palcami.

            Siedzieli tak dość długo śmiejąc się i rozmawiając, a wieczorne powietrze przesiąknięte zapachem waniliowej czekolady muskało ich twarze. Po kilku godzinach, Melanie niechętnie powlokła się do zaparkowanego z tyłu samochodu, by udać się w drogę powrotną do domu. Mijając kolejne ulice poczuła ogromną senność i nie mogąc walczyć już z ciężkimi powiekami, oparła głowę o szybę i odpłynęła. Widząc to, Luke przyciszył grające radio i omiótłszy jej oświetlaną światłem latarni twarz, skupił się na drodze. Kiedy zatrzymał się pod jej domem, było grubo po pierwszej. Obchodząc pojazd, cicho otworzył drzwi od strony pasażera i odpiął pas bezpieczeństwa. Zgarnął  tapicerki klucze od jej domu, które zostawiła i wsuwając jedną rękę pod jej plecy, a drugą pod nogi, ostrożnie uniósł jej ciałko. Motał się przy otwarciu frontowej powłoki, ponieważ nie miał serca, by obudzić śpiącą Melanie. Po dłuższej próbie, wreszcie udało mu się dostać do środka. Skierował się prosto do jej pokoju i położywszy dziewczynę na łóżku, rozpiął grubą bluzę, odrzucając ją na krzesło. Kiedy nakrywał ją kwiecistą kołdrą, na posłanie wskoczyła czarno-biała kulka, która miaucząc ułożyła się na ramieniu blondynki.

Niebieskooki wstał z materaca, chwilę przyglądając się jak długie rzęsy pod wpływem lampki nocnej rzucały cienie na jej policzkach. Uśmiechnął się na widok jej pogrążonej we śnie twarzy. Kucnął jeszcze przy jej łóżku, odgarniając z twarzy zabłąkane kosmyki i delikatnie cmoknął jej rozchylone usteczka.

- Pilnuj jej, mały. – szepnął do kota, drapiąc go za uchem, po czym zostawiając niedomknięte drzwi tarasowe, opuścił dom.

~*~

            Głośne brzęczenie telefonu wyrwało ją z objęć snu, powodując jęki niezadowolenia. Przeciągnęła się w ciepłym łóżku i nie otwierając oczu, odebrała połączenia.

- Musimy się zobaczyć, Mel. – głos Leili zabrzmiał po drugiej stronie słuchawki. Melanie momentalnie uchyliła zaspane powieki,  podnosząc się do siadu.

- To Ty wczoraj imprezowałaś do Bóg wie której godziny, i to właśnie Ty budzisz mnie, kiedy ja nie miałam nic lepszego do roboty. – zażartowała ignorując przejęty ton przyjaciółki, a wspomnienie wczorajszego wieczoru spowodowało momentalnie, że szeroko się uśmiechnęła.

- Nie żartuję, Melanie.

- Daj mi godzinę, a będę u Ciebie. – odparła blondynka, szybko wstając z łóżka.

 

~

            Przeskoczyła kilka schodków prowadzących do mieszkania Leili, natykając się przy tym na jej mamę.

- Dzień dobry. Imprezowiczka u siebie? – zapytała, uśmiechając się do kobiety.

- Tak, tak. Drzwi są otwarte, więc wchodź śmiało. – Po tych słowach Melanie ruszyła w stronę małego pokoiku na poddaszu, gdzie czekała już na nią zdenerwowana brunetka.

- Widzę, że całkiem dobrze się trzymasz. – zaśmiała się, widząc że przyjaciółka jest w świetnej dyspozycji.

- Siadaj i słuchaj. – Leila zignorowała uwagę przyjaciółki, po czym zajęła miejsce naprzeciwko niej.

- Wczoraj na tej imprezie była dziewczyna, z którą w sumie mi się dobrze rozmawiało. Jakby na to nie patrzyć, przesiedziałam z nią połowę imprezy. Trochę zrzęda, ale pomińmy to. Nazywa się Libby. I tak od słowa do słowa zeszło na temat naszych znajomych i mówiła, że zna sporo osób od nas ze szkoły. Mówiła też, że miała iść na tę imprezę z chłopakiem, ale posprzeczali się kilka dni wcześniej i nic z tego nie wypaliło. Ten chłopak chodzi do naszej szkoły. – przełknęła głośno ślinę i kontynuowała widząc jak Melanie z każdym słowem blednie. – Kiedy mi go opisywała pomyślałam o trzech osobach  wtedy wyciągnęła telefon z ich wspólnym zdjęciem…

- Czekaj… Libby? – zapytała na wdechu Mel, na co Leila skinęła głową. Zmarszczyła brwi próbując sobie skojarzyć, skąd zna to imię. Usilnie błądziła w pamięci, kiedy wreszcie sobie przypomniała.

- Libby jest z Lukiem, Mel. – oznajmiła cicho brunetka, rozrywając tym samym przyjaciółkę na strzępy.

            Blondynka poczuła ścisk w klatce piersiowej, a oczy zaszyły się niewyraźną mgłą.  Długo próbowała pozbierać myśli w całość. Zamiast tego, zapytała tylko:

- Jak długo?

- Od roku. – To jej wystarczyło. Szybko wstała z miejsca, przepraszając, że zawracała głowę i skierowała się do wyjścia. Nie pomogło wołanie Leili. Nie zatrzymała się nawet przy jej mamie, która pytała czy zostanie na obiad. Odpowiedziała tylko, że dzisiaj raczej nie, po czym szybkim krokiem zeszła ze schodów, ruszając w stronę swojego domu.

~*~

            Minął tydzień odkąd Melanie dowiedziała się prawdy. Ten okres przypadł akurat na dni wolne od zajęć, więc nie było większej sposobności by zobaczyć się z Hemmingsem. Chociaż blondynka sama nie wiedziała, czy chce się z nim widzieć. Nie odbierała telefonów, ani też nie odpisywała na wiadomości. Całkowicie się odcięła, próbując jakoś pogodzić się z tą sytuacją między godzinami płaczu. Czuła się oszukana. Jak kukiełkowa laleczka, którą dziecko bawi się chwilowo, bo ukochany misiu stracił ucho, które trzeba było przyszyć. Jakby stanowiła tylko chwilową alternatywę, albo jakiegoś rodzaju ucieczkę od jego problemów.

- Idę jeszcze do sklepu. Kupić Ci coś? – z zamyślenia wyrwał ją głos Leili, której dłoń machała przed jej oczami.

- Nie, dziękuję. – odparła, wsadzając dłonie do kieszeni kurtki. – Tylko się pospiesz, bo autobus zaraz przyjedzie.

            I wróciło matowe spojrzenie, podpuchnięte oczy i krzywy uśmiech. Wszystko jakby przybrało prawdziwe barwy, a po starych pozostał tylko rozmazany tusz i zlane w jedną kropkę kolory. Musiała się pogodzić z kłamstwem i ponownie zacząć funkcjonować tak jak wcześniej.

- Mel! Żyjesz jednak. A ja się bałem, że coś się stało. – Odwróciła głowę w stronę głosu i zobaczyła uśmiechniętego Luke’a, który zostawiając za plecami Caluma, szedł w jej kierunku. Hood jedynie spojrzał w stronę dziewczyny, domyślając się, co się wydarzyło.

- Nic Ci nie jest? – zapytał ostrożnie, kiedy Melanie nawet nie uraczyła go spojrzeniem. Wzięła głęboki oddech i już czując jak słona ciecz gromadzi się pod powiekami odezwała się:

- Jak długo miałeś zamiar mnie okłamywać? – Luke zaśmiał się nerwowo, momentalnie się prostując.

- Słucham?

- Jak długo miałeś zamiar przede mną ukrywać, że masz dziewczynę? – zapytała ponownie, tym razem odwracając się w jego stronę. W ustach czuła już metaliczny posmak krwi, spowodowany mocnym przygryzaniem wargi. Hemmings w momencie pobladł.

- To nie miało tak wyglądać, Mel. Chciałem Ci powiedzieć, ale …

-  Ale co?! Łatwiej było siedzieć cicho, prawda? Bez zbędnych tłumaczeń, chwilowa odskocznia, wszystko idealnie, prawda? Powiedz mi tylko dlaczego. To tylko chcę wiedzieć i znikam z Twojego… z Waszego życia, bo już wystarczająco dużo namieszał. – zaśmiała się, jednak bardziej przypominało to ciche łkanie. Po porcelanowym policzku potoczyły się pierwsze łzy, które zaraz starła rękawem bluzy.

- Nie mów tak, Melanie. Ja tylko… - zaczął ponownie, spoglądając na nią pełnymi wstydu oczami, jednak nie podtrzymała spojrzenia.

- Mel, chodź! Autobus jedzie. – odezwała się Leila, która podeszła do przyjaciółki, odciągając ją tym samym od Hemmingsa. Posłała mu wściekłe spojrzenie, które również wyrażało zawód.

- Pozdrów Libby.  – szepnęła na pożegnanie i podążyła za brunetką, która silnie trzymała jej ramię.

- Mel! – krzyknął za nią, kiedy podchodziła do drzwi pojazdu.

- Daruj sobie Luke. Bądźcie szczęśliwi. – odparła smutno, walcząc z rozdzieranym sercem.

            W autobusie przyłożyła policzek do chłodnej szyby, z całych sił zaciskając powieki, by nie dać kolejnym łzom upustu. Modliła się, by jak najszybciej znaleźć się w domu. Odjeżdżając widziała jego kamienną twarz, wpatrującą się dokładnie w nią. Tylko niebieskie tęczówki majaczyły poczuciem winy i żalem. A odczuwane przez niego wyrzuty sumienia były dopiero początkiem bólu. Bo gorsza była chyba świadomość, że mógł do tego nie dopuścić, a mimo wszystko ją skrzywdził.

 

 

Comment Log in or Join Tablo to comment on this chapter...
~

You might like Inka.'s other books...